BezpiecznaCiaza112023

Zespół Hellp!

11 lata 1 miesiąc temu #788121 przez NataliaK
Witajcie dziewczyny, jestem z Lipcówek 2013. Nie widziałam nigdzie podobnego wątku a więc postanowiłam go utwożyć. Chciałam podzielić się z Wami moją hostorią ponieważ niestety mało słyszy się o Zespole Hellp, który niestety jest chorobą śmiertelną dla matki i dziecka - od razu dodam żeby nie było zbyt przerażająco, że oboje z synkiem żyjemy i mamy sie dobrze. Mam nadzieję, że żadnej z Was to nie spotka ale piszę to ponieważ wiem, że gdymym ja w będąc w ciąży przeczytała podobną historię zareagowałabym wiedząc, że mam takie właśnie objawy i być może moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Nie piszę tego, żeby komus było mnie żal-absolutnie, wiem, że wiele dziewczyn miewa bardzo ciężkie porody, piszę ponieważ będzie to pewnego rodzaju teriapia dla mnie i mam nadzieję ostrzeżenie dla Was abyście bacznie obserwowały wszytsko co dzieje się z Wami podczas ciąży.

Moja ciąża do 31tygodnia przebiegała można powiedzieć książkowo. Raz jedynie miałam złe wyniki moczu - pojawił się białkomocz i infekcja dróg moczowych ale lekarka prowadząca zapisała antybiotyk astępne wyniki były juz ok. Niestety to był pierwszy z objawów tego co mnie spatkało ale zostałam zapewniona, że będzie wszytsko dobrze. No więc ok. Komu ufać jak nie lekarzowi. W 31tyg na wizycie kontrolnej okazało się, że mam za wysokie ciśnienie (160/110) niegdy nie miałam z tym problemów więc myslała, że może zdenerwowałam się przed wizyta i to dlatego. Lekarza jednak to zaniepokoiło i dostałam leki na nadciśnienie (Dopegyt. Początkowo gdy kontrolowałam ciśnienie w domu nic nie zauważyłam, lecz po kilku dniach zaczęłam przyjmować leki ponieważ ciśnienie było znowu wysokie. Bardzo się tym zdenerwowałam ponieważ nadciśnienie w ciąży jest bardzo niebezpieczne dla płodu. Dodam, że jestem osobą bardzo szczupłą, co miesiąc moja lekarka wysyłała mnie na badania do siebie na oddział do szpitala więc wszyscy się dziwili skąd u mnie nadciśnienie. Ze względy na to zostałam skierowana na dodatkowe badania prenatalne ale wszystko wyszło z dzieckiem idealnie. Jedynie waga była troszeczkę za mała ale to było spowodowane ciśnieniem. W 34tyg trafiłam do szpitala ponieważ moje ciśnienie wzrastało, leki nie bardzo pomagały i doszły do tego opuchnięte nogi (ale to akurat twierdzili, że jest normalne w ciąży więc i ja tak do tego podchodziłam). Miałam wykonane badanie Holtera (ciśnienie było pdanę przez całą dobę co 15 minut. Fakt ciśnienie było różne i wysokie i niskie dlatego stwierdzili, że jestem "dziwna" i odesłali mnie ze zwiększoną dawką do domu. No i tak sobie trwałam do 38 tyg ciąży. Czułam się dobrze pomimo NIC(nadciśnienie indukowane ciążą). Pewnego dnia wieczorem wróciliśmy z mężęm do domu i poczułam straszny ból pod żebrami. Wiedziała, że to nie poród bo to nie był taki ból. Pomyślałam, że się strułam albo przejadłam ponieważ wcześniej byliśmy w restauracji. Poszłam do łazienki, pomyślałam, że jak zwymiotuję to mi pomoże ale niestety. Nic nie pomgało. Bardzo się bałam, ponieważ nie wiedziałam co mi dolega. Stwierdziłam, że nie ma co czekać tylko trzeba jechać do szpitala i może mi tam pomogą. W drodze myślałam, że umrę. Ból był niesamowity, czułam jakby ze mnie uchodziło życie. Na izbie przyjęć połóżne myślały, że nie wiem co to ból porodowy i, że pewnie rodzę. Płożyłam się na łóżko bo już nie mogłam ustać z bólu. W końcu zabrali mnie i męża na porodówkę. Nadal nie kumali, że ja nie rodzę. Tłumaczyłam, że boli mnie brzuch albo wątroba, pamiętam jeszcze, że dawali mi sterty dokumentów do wypełnienia...i na tym koniec. Resztę opisuję z opowieści mojego męża. Podłączyli mnie pod KTG i czekali. Po pomiarze ciśnienia które wyniosło 240/220 stwierdzili, że nie wykonają mi cc ponieważ to zagraża mojemu życiu. Mąż prosiła aby zakończyli ciąże ponieważ widział jak cierpię. Ja dostałam masę leków na zbicie ciśnienia (dlatego nic nie pamiętam choć byłam świadoma). Ciśnienie zbili mi do 220. Poraz drugi zaczęło zanikać tętno dziecka i mąż już nie wytrzymał poszedł do lekarzy i zrobił awanturę. Zrobili mi cc. Synek urodził się w tyg 38+6 cały i zdrowy-na szczęsćie! Ja niestety z porodu ani tego co było później nic nie pamiętam. Zostałam na obserwacji na jakimś oddziale. Rodziłam w nocy. Mąż pojechał do domu dopiero rano. Wtedy okazało się, że moje nerki przestały pracować i muszą mnie odesłać do innego szpitala na dializy i po 2-3 dniach wrócę do domu. Stwierdzili u mnie Zespół Hellp i stan przedrzucawkowy. Ból, który miałam to był ból pękającej wątroby. Przewieźli mnie to innego szpitala i zrobili dializy. Niestey mój stan drastycznie się pogorszył. Trafiłam na oddział intenstywnej terapii. Wystąpił u mnie krwotok wewnętrzny. Jedyne co pamiętam to jak wieźli mnie na salę operacyjną i ordynator powiedział, że jest zagrożenie życia i prawdopodomnie będą mi musieli usunąć macicę. Poprosiłam tylko o telefon do męża. Nie chcę nawet myśleć co przeżywał. Krwotok na szczęście nie był z macicy więc mi jej nie usunęli. Odessali mi 3,5 litra krwi. Mój stan był krytyczny. Mężowi powiedzieli, że nie wiadomo czy przeżyję. Przy życiu utrzymywał mnie respirator. Jakby tego było mało przestały również pracować wszytskie inne narządy (tzw Zespół Niewydolności wielonarządowej) Groził mi przeszczep wątroby i nerek. Lekarze robili wszytsko co mogli aby tego uniknąć i mnie uratować. Zostałam w śpiączce farmakologicznej na prawie 2 tyg. Mój stan raz był lepszy, raz gorszy. Nie potrafili powiedzieć czy przeżyję. W końcu mój stan się troche poprawił, odłączyli mnie od respiratora i powoli się wybudzałam lecz nie dokońca byłam świadoma. Jednak poprzez transfuje ogormej ilości krwi zrobiły mi się skrzepy w płucach i zapalenie płuc. Znowu nie mogłam oddychać i podłączyli mnie do respiratora. Gdy się wybudziałm nie wiedziałam nawet, że urodziałam i gdzie. Informowały mnie o tym pielęgniarki, nikt natomiast nie mówił mi jaki jest mój stan i co mi właściwie jest. Rozłąka z dzieckiem była okropna-nawet nie wiedziałam jak wyglądał. Nie czułam nawet żadnej więzi to było okropne. Dopiero gdy mąż mi opowiadał docierało powoli do mnie, że on się urodził. Czas kiedy byłam juz całkowicie przytomna był okropny, nie chcę za dużo o tym pisać bo nie o to chodzi ale uwierzcie mi leżenie na tym oddziale będąc przykłutą do łóżka z ogromną ilością kabli, rurek i apartuty to coś okropnego. Na szczęście miałam sama salę i nie musiałam oglądać ludzi walczących o życie. Ciąglę miałam nadziję, ze lada dzień wyjdę do domu do synka. Ciąglę byłam smutna, płakałam i nie mogłam zrozumieć dlaczego mnie to spotkało. Musiałam jednak walczyć aby przeżyć i być z moim dzieckiem. Niestety mój stan znowu się pogorszył. Gdy kolejny raz podłączyli mi respirator nie wiedzieli już jak zbudzić we mnie chęć walki ożycie. Zgodzili się aby mąż przywiózł mi synka na chwilę na oddział. Niewiele z tego pamiętam ale najważniejsze było, że mogłąm go chwileczkę potrzymać. To naprawdę pomogło, po kilku dniach było ze mną już lepiej. Mąż przywoził mi filmiki i zdjęcia synka bo w końcu uwierzyłam, że mam dla kogo żyć. Opiekował się nim wspaniale, pomagali mu rodzice. Było mi bardzo ciężko wiedząc, że straciłam tak cudowne chwile ale najważniejsze było, że on jest zdrowy i że ja żyję. W końcu doczekałam się i przewieżli mnie do szpitala w którym rodziłam. Wiedziałam, ze z tamtąd szybko wrócę do domu bo mają olew na pacjentki. Jestem niesamowicie wdzięczna lekarzom z intensywnej terapii, że mnie uratowali i że tak bardzo walczyli o moje życie. Na OIOMIE w szpitalu w którym rodział usłyszałam, ze właściwie to powinnam nie żyć- z resztą usłyszałam to nie raz na późniejszych wizytach u lekarzy. Leżałam tam na szczęście tylko dni. Uprosiłam lekarzy aby mnie wypuścili do domu. Wyszłam po równym miesiącu od porodu. Niestety osoba która przez miesiąc nie rusza się z łóżka nie ma w ogóle siły, nie chodzi - poprostu nie funkcjonuje. Najważniejsze było dla mnie, że wróćiłam do domu. Prez miesiąca mieszkaliśmy jeszce z rodzicami ponieważ nie byłam w stanie sama zająć się dzieckiem co bardzo mnie przytłaczało, nie mogłam go nosic, przutulać, nie miałam na to siły. Z czasem jednak budowałam z nim więź i odzyskiwałam siły. To okropne nie pamiętać nawet, że się urodziło dziecko. Straciłam taki cudowny czas i niegdy się z tym nie pogodzę.

Mam wielki żal do lekarzy. Teraz już wiem, ze tej choroby bym nie uniknęła ale bdyby ją podejrzewali kiedy leżałam w szpitalu z nadciśnieniem, zrobiliby mi cc, zakończyli ciąże, ja poleżałąbym kikla dni w szpitalu i nie skończyłabym w takim stanie. Uważam, że to oni są odpowiedzialni za to co się wydarzyło. Choroba ta jest diagnozowana w Polce od lat dopiero i jest ciężko ją zdiagnozować no ale jeżeli występują takie objawy jak u mnie to chyba nie powinien być to problem. Prawdopodobnie matka przekazuje córce jakiś zły gen, który jest za to odpowiedzialny. Lekarze od razu mi powiedzieli, że decydując się na kolejną ciążę ryzykuję, życie swoje i dziecka ponieważ Zespół Hellp może się powtórzyć. Najczęśniej niestety umierają dzieci, tak więc niestety została mi odebrana szansa byćia kolejny raz mamą. U nas pomimo tak naprawdę donoszonej ciąży wszytsko się ułożyło choć uwierzcie mi nie było łatwo.. Nie każda kobieta tak ciężko tę chorobę przechodzi, są łagodniejsze przypadki aczkolwiek choroba określana jest jako śmiertelna dla matki i dziecka.

Nie chcę Was tutaj straszyć a raczej ostrzec abyscie zwracały uwagę na wsyztskie badania i jakieś nieprawidłowości - szczególnie wysokie ciśnienie. Nie życzę niekomu aby to się wydarzyło. Nie lekceważnie niczego i jak coś Was niepokoi to konsultujcie z innymi lekarzami. Mam nadzieję, że nikogo nie zestresowałam - nie taki był mój zamiar. Cieszę się, że mogłam się wygadać chociaż napisałm i tak w najwiękrzym skrócie i wiele trudnych dla mni esytuacji ominęłam. Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta i choć bardzo tego nie chcę może jest ktoś kto walczył z Zespołem Hellp...

Pozdrawiam.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

11 lata 1 miesiąc temu #788164 przez gosia28
NataliaK niesamowita historia, normalnie ciary i łzy ogarniają jakie szczęście w całym nieszczęściu mieliście. Ja jedynie potwierdzam, że wszelkie wątpliwości jakie ma kobieta w ciąży powinna konsultować z drugim lekarzem.
Spotkał Was prawdziwy cud. :)

Mama Aniołka 25.02.2010
Aniołków Karolka i Jasia 06.12.2012



Każdy z nas ma taką małą nadzieję na niemożliwe...

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

11 lata 1 miesiąc temu #788185 przez niagara
Przeczytalam Twoja historie i musze przyznac, ze mi dreszcz po plecach przeszedl. Nie wiedzialam, ze cos tak blahego jak za wysokie cisnienie w ciazy moze doprowadzic do tak powaznych komplikacji. Bardzo Ci wspolczuje, ze musialas przez to wszystko przejsc. Sama niedawno zostalam matka i wiem co znaczy rozlaka z dzieckiem. Choc tak dlugiego rozstania to nawet wyobrazic sobie nie potrafie nie mowiac juz o porodzie, ktorego nie bylo Ci dane doswiadczyc. Najwazniejsze, ze wszystko dobrze sie skonczylo. Pozdrawiam i zycze Wam duzo zdrowia.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

10 lata 9 miesiąc temu #848207 przez kwinto.nat
Cześć, zaczęłam szukać informacji o zespole hellp ponieważ sama Go przeżyłam 4 miesiące temu. Za każdym razem gdy wspomnę sobie tamte chwile nie mogę powstrzymać łez. Często nie mogę zasnąć bo myśle "moje koleżanki też rodziły nawet nie cięte nie szyte" Jedna z nich się nie szanowała w czasie ciąży to znaczy, że brała narkotyki a poród ... jak marzenie a córeczka zdrowiutka. Tak więc zacznę może od początku. Całą ciąże od około 8 tygodnia dręczyły mnie wymioty, mdłości, bóle głowy. W 5 miesiącu dostałam anemii przez co raz zdarzyło mi się zemdleć. Lekarz tylko przepisywał leki i niby było wszystko ok. Tak dotrwałam do 34 tygodnia kiedy w nocy obudził mnie ból nie do zniesienia w klatce piersiowej i po prawej stronie pod żebrami, płakałam z bólu ale po 3 godzinkach ustąpiło więc nie pojechałam do lekarza nawet. W 35 tyg. + 2 dni (była to sobota) koło godziny 22 dostałam bólu brzucha i przez godzinkę musiałam posiedzieć w wc. Wszystko przeszło. Tylko co około 8 do 10 minut miałam skurcze promieniujące od pleców do podbrzusza... Pomyślałam zaczęło się. Czekałam tak aż do godziny 3 rano, wtedy pojechałam z mężem do szpitala. Podłączono mnie pod KTG, lekarz przebadał i mówi to na porodówkę. Jeszcze zadał pytanie jak się to zaczęło i o której to odpowiedziałam, że od biegunki i nagle stwierdził, że to nie są napewno skurcze tylko jakaś grypa, pozarażam inne pacjentki i napisał karteczkę "ze strony ginekologicznej wszystko w porządku" i skierowanie do lekarza rodzinnego. Pomyślałam skoro tak...w końcu to mój pierwszy poród. Ale nie wytrwałam do poniedziałku.Brzuch był ciągle twardy jak arbuz, na dodatek odkąd się to zaczęło nie czułam ruchów. Skurcze powoli robiły się coraz częstsze, bardziej bolesne (niedziela) o godzinie 23 były już co 3 minuty, nagle poczułam, że jakoś mokro. Okazało się, że krwawie. Mąż szybko zadzwonił po pogotowie był bardzo wystraszony ale ja go pocieszałam bo byłam pewna, że odchodzi mi czop śluzowy. Pogotowie przyjechało zabrało mnie do szpitala no i położna na izbie przyjeć mówi: pani ma jeszcze czas, pani ma napewno gorączkę a nie skurcze. I najpierw sprawdziła temperature - 37 stopni. Dopiero później pod KTG - robiąc KTG pytała czy mam bolesne miesiączki, odp. : owszem nawet bardzo. A ona " To co czuje teraz pani 1000 razy bardziej ból? " Mówię, że bardzo ale potrafię to znieść mimo że nie spałam od wczoraj. Śmiała mi się prosto w twarz. Czekałam na lekarza około pół godzinki, zbadał mnie, opowiedziałam o krwawieniu, o braku ruchów dziecka. I od razu mówi proszę na porodówkę. Na porodówce byłam do godziny 9 rano ( poniedziałek ) rozwarcie na 2 cm, szyjka skrócona do 1 cm. Ciągle podłączona pod KTG. Serduszko ciągle biło ale w dalszym ciągu brak ruchów. Położna oceniła mnie lekarzowi " Ja ewidentnie słyszę ruchy dziecka, ale pacjentka tego wielce nie potwierdza" Byłam już tak zmęczona ale ból nie pozwalał zasnąć. Zrobiono usg, wszystko niby w porządku. Później trafiłam na oddział patologi ciąży. Brak apetytu w dalszym ciągu skurcze ale jakoś wydawały się mniej bolesne. Koło godziny 19 znów zaczynał się ból w klatce piersiowej i po prawej stronie, słaby na początku. No i opowiedziałam swojej mamie i reszcie z rodziny która wówczas u mnie była w odwiedzinach, że wcześniej już to miałam ale dużo gorzej. Poczekałam z nimi do 19.30 aż pójdą na autobus. Poszłam do pielęgniarek, opowiedziałam o tym bólu i że to już drugi raz. Zrobiono mi EKG serca i wszystko w porządku. Odesłali mnie leżeć do łóżka. Ból się nasilał, do tego krwawienie stawało się bardzo intensywne. Najpierw na porodówke, zbadali mnie znowu, i stwierdzili że napewno przez badanie palpacyjne tyle krwi. No ale ciągle te ogromne podpaski szpitalne zmieniałam co godzine ciągle przeciekałam. Aż ból w klatce stał się nie do wytrzymania, jęczałam, chuśtałam się na łóżku ciągle. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Jęczałam tam głośno z bólu, nawet te skurcze nie były tak mocne jak ten ból w klatce. Zaczęłam wymiotować, wezwano interniste, stwierdził że mam tą grypę żołądkową i tylko mogę wodę pić i nic nie jeść. Podłączono mnie pod kroplówki żebym się nie odwodniła. Po jakieś godzince dopiero dali środki przeciwbólowe. I tak od 19 do 1 (wtorek) męczył mnie ten ból mocno. Złagodzono ale dalej bolało. Znów skurcze wydawały się jakby silniejsze, po drugie te krwawienie nie dało spokoju pielęgniarce. Zaprowadziła mnie na porodówkę o godzinie 3. Tam dopiero zmierzono mi ciśnienie. 170/110 i usłyszałam że za bardzo się boję porodu i mam się uspokoić. Mówię że ostatni raz spałam z piątku na sobotę i naprawdę chcę żeby już to się skończyło. Tak trzymali mnie do 7 rano i zadecydowali o cc. O 8 przewieziono mnie na sale operacyjną. Po podaniu znieczulenia zaczełam się ciągle trząś i wymiotować. Powiedziano mi ma pani syna :) Popłakałam się ze szczęścia... Ale nie słyszałam płaczu dziecka. Po około minucie usłyszałam tylko długie "tiiiiiiiiiiii" i panikę lekarzy. Reanimowali mojego syna. Ja panikowałam, pielęgniarka trzymająca mi miskę odwracała moją uwagę mówiąc " nie bedzie pani czuła nóg jeszcze przez tyle i tyle" Poszyto mnie, przewieziono na położniczy oddział i szybka akcja, pobieranie krwi do malucha, proszono mnie żebym mocno ściskała pięść bo krew nie chce lecieć, że mam walczyć jeszcze o dzidziusia i walczyłam, a wymioty nie ustepowały przez około 3 godziny i drgawki. Powiedziano mi, że dzidziuś został ochrzczony i przewieziony na OIOM. Mama akurat przyjechała w odwiedziny i zauważyła jak mnie do sali przywieźli pomogła mi zatelefonować do męza i powiedzieć, żeby przyjechał. Mąż mnie nie poznał... Kiedy ważyłam dzień przed porodem 65 kg. To wyglądałam na 150... Oczy ledwo otwierałam taka spuchnięta. Pełno krwiaków na rękach od wkłuć do pobrania krwi. Leżałam na jednej sali z dwiema paniami po cesarkach mającymi swoje dzieci... Okropnie bolało, nawet swojego synka nie widziałam. Po 4 dniach już potrafiłam wstać z łóżka mimo silnych zawrotów głowy i dużej opuchlizny. Wtedy właśnie gdy lekarz powiedział "zaczyna jakoś pani wyglądać" powiedział to cud, że pani żyje, wyniki się poprawiają a to co pani przeszła na to kobiety umierają jest to tzw. Zespół Hellp. Mało mi to wtedy mówiło. Po 8 dniach z wielkim ubłaganiem wyszłam ze szpitala. Ale kontrole miałam zaraz za 5 dni. Przez miesiąc jeszcze przyjmowałam tabletki na nadciśnienie, krzepliwość krwi, i inne.. A wypis ze szpitala wyglądał tak: Odklejone łożysko (dziecko niedotlenione od soboty do wtorku), infekcja wewnątrzmaciczna, zespół hellp, małopłytkowość. Ordynator kazał do niego osobiście przyjść i mnie leczył po wszystkim. Usłyszałam od niego słowa " Gdybym to ja był na od pani miejscu pewnie by mnie już tu nie było, a pani .... ma pani młody organizm może dlatego sobie z tym poradził mało a pani nam nie zjechała" A co z dzidziusiem ? 5 tygodni na OIOM. - Niewydolność oddechowa, Niewydolność krążeniowa, Zespół zaburzeń oddychania IV stopnia, Infekcja, Nadciśnienie płucne, Wodogłowie pokrwotoczne, Wcześniactwo, Ciężka zamartwica urodzeniowa, Niedokrwistość wtórna, Ropne zapalenie spojówek, Wylewy śródmózgowe IV stopnia. ... Ciężko było. Dziś ma 4 miesiące i wszystko ustąpiło, dziecko rozwija się bardzo dobrze mimo wcześniactwa, po wodogłowiu nie ma śladu. Na odziale neurochirurgii dowiedziałam się, ze to cud że dzieci po takim czymś mają zaburzenia rozwojowe. Ale mój synuś jest silny pokonał to wszystko. Moja sąsiadka jest na oddziele położniczym i zajmuje się tam opieką nad noworodkami. Dostałam od niej informację, ze ratowali go tylko przede mną żeby nie było, że nic nie zrobili, a potem jak się udało... stwierdzili, ze bedzie leżał jak roślinka. Nazywam to moim szczęściem w nieszczęściu. Mam 19 lat a już tyle za sobą.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

10 lata 9 miesiąc temu #848221 przez kwinto.nat
aaa jeszcze mi powiedziano ze odkad szpital istnieje to nie mieli tak ciezkiego przypadku.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

10 lata 9 miesiąc temu #848238 przez Martyna82
Dziewczyny, przeczytałam Wasze historie i bardzo mi przykro, że musiałyście to przejść,a z drugiej strony się cieszę z Wami, że teraz już i Wy i Wasze maleństwa mają się dobrze.
Nigdy nie słyszałam o tym zespole, dlatego dobrze że się podzieliłyście.
I tak jak mówicie, w takich sytuacjach komuś trzeba ufać i najczęściej jest to lekarz, poddajemy się jego opinii, która nie zawsze jest trafna :(

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

10 lata 9 miesiąc temu #848493 przez ann-sunshine
Dziekuje ze mialyscie tyle sily i odwagi by podzielic sie waszymi historiami. Tez pierwszy raz czytalam o tym zespole. Zycze wam wszystkiego dobrego.

To smutne ze nie szuka sie u nas przyczyny, tylko leczy sie objawy. Najprosciej dac lek na nadcisnienie, albo powiedziec ze to grypa. Smutna rzeczywistosc.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

10 lata 9 miesiąc temu #857156 przez kakadu
łzy lecą same, naprawdę podziwiam i gratuluje bylyscie dzielne i walczylyscie o swoje dzieci. Piekny gatunek ludzki kobieta

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

10 lata 9 miesiąc temu #857183 przez Agusiak
kochane ja także czytałam i płakałam.
Historię NataliiK znam ponieważ czytałam lipcówki i każdego dnia modliłam się za Ciebie kochana i Twoją rodzinę abyś się nie poddała, abyś walczyła i wygrała. Jakaż była ulga jak któreś dnia ktoś na Waszym wątku przekazał że się obudziłaś :)

Pierwszy raz słyszałam o tym zespole w którymś z programów TV chyba Ciąża z zaskoczenia.
Potem niestety tu na forum spotkało to jedną z mamuś Grudnia 2012. Niestety mąż tej dziewczyny miał dla nas najgorsze wieści :(
Wtedy chyba po raz pierwszy w historii forum straciliśmy jedną z mamuś :(
Strasznie smutna historia i nawet teraz jak to piszę to płaczę....

Dużo zdrowia i szczęścia dla Was :*

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

10 lata 8 miesiąc temu #871577 przez NataliaK
Dawno mnie tutaj nie było, nie chcę specjalnie do tego wracać chociaż i tak nie ma dnia bez tych złych wspomnien, nie potrafię się tego pozbyć.

kwinto.nat to okropne, że Ciebie też to spotkało. Nie rozumiem dlatego oni tego nie diagnozują!? dlaczego sprwiają nam tyle bólu, narażają życie nasze i naszych dzieci. Niesamowicie się cieszę, że Twój synek jest zdrowy, no i Ty oczywiście. Szkoda tylko, ze taki los zafundowali nam lekarze. Z jakiego miasta jestes?

Dziewczyny, dziękuję Wam za wsparcie, wiem, że wiele osób czytało o tym co się ze mną działo i było ze mną myślami. To wiele dla mnie znaczy!

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

Moderatorzy: kasiorailonanatmur11
Reklama

Bestsellery

  • Koszulka Regularna mama

    Regularna mama

  • Koszulka Brioko baby

    Brioko Baby

  • Dzienniczek ciąży

    Dzienniczek ciąży

  • Dzienniczek żywienia dziecka

    Dzienniczek żywienia

  • Dzienniczek żywienia maluszka

    Dzienniczek żywienia

Reklama

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2007-2024 ZapytajPolozna.pl