- Posty: 1457
- Otrzymane podziękowania: 0
- /
- /
- /
- /
- Przebieg porodu
Przebieg porodu
- angellika1
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- 08.08.2011 cud narodzin
tuż po 1 w nocy obudziły mnie skurcze, ale były dużo mocniejsze niz te które miałam wcześniej, czułam podświadomie, ze cos sie zaczyna, ale czekałam, po 30 min skurczy co 4-5 min poszłam do wanny, wykąpałam się i skurcze nie minęły, zrobiły sie mocniejsze i wyregulowały Obudziłam męza i pojechaliśmy na IP, tam zbadała mnie położna zrobiła wywiad, zadzwoniła po lekarkę, USG wykazało wage 3200g wszystko ok rozwarcie na ponad 3 cm.
Kazały mi sie przeprać i oświadczyły, ze będziemy rodzić poszliśmy na porodówkę z męzem, zanim, pojawiła sie położna my sie juz rozłożylismy z całym bajzlem, wyciagłam komórke podłaczyłam słuchawki i radio na głośnik przecież nie bede w ciszy siedzieć położna przedstawiła sie powiedziała, ze bedzie z nami do 7 rano (była 4) pdłaczyła mi KTG, skurcze sie troche rozregulowały i osłabły, z małym wszystko OK
siadłm sobie na piłke i zaczęłam skakać trzymając sie drabinek a mąż masował mnie po plecach, i tak mniej wiecej do 6:30 z małymi przerwami na sprawdzanie tętna przy aparacie do KTG...
przed 7 przyszła połozna i przyprowadziła nową, która zaczynała zmianę od 7, znowu badanie rozwarcie na prawie 5 cm skurcze regularne, kazała mi iść pod przysznic, żeby sie odświeżyć i pomóc trochę macicy...
Faktycznie skurcze trochę mocniejsze
Tuż przed 8 zadzwoniłam do mojego lekarza, bo miał byc od 8 w pracy, ale okazało się że wyjechał, powiedział, że zaraz zadzwoni do położnych żeby się mną dobrze zajeły i do swojego kolegi, żeby o mnie dbał
mijały kolejne minuty, godziny, kolejne skurcze i sprawdzanie tetna, rozwarcie powoli posuwało się do przodu
Godzina 13 skurcze dochodzące do 100 a rozwarcie stanęło na 8 cm i nic, chhcieli mi dać oxy a ja, że nie chcę, darłam sie w niebogłosy, krzyczałam, ze po co mi to było, żeby mnie dobili i dali mi wreszcie swięty spokój, bo ja już nie mogę, po kolejnej godzinie kazałam mezowi iść sie pytać o znieczulenie, ale na szczęście dotrzymał słowa i nie pozwolił mi podać (ja prosiłam go przed porodem, zeby zrobił wszystko, zebym wytrzymała bez znieczulenia) było mi niedobrze, ledwo doleciałam do umywalki wymiotowałam wsyztskim co miałam w żołądku a była to tylko woda zabarwiona na brązowo czekoladą....
w końcu o 16 poddałam się i zgodziłam się na oxy, podłączyli mi najpierw KTG na 30 min, wariowałam, bo na leżąco skurcze bolały jeszcze bardziej , podpięli mi kroplówkę z oxy, po kilku chwilach skurcze zaczęły być jeszcze mocniejsze, były juz takie, że odpływałam i nie kontaktowałam co się dzieje, wrzeszczałam strasznie...
ok 17:30 zaczęły sie parte i rozwarcie wreszcie było pełne
ja parłam główka niewiele się przesuwała, a po skurczu cofała z powrotem, lezałam na boku, bo byłam juz tak słaba, ze nie potrafiłam wstać, po kilku skurczach zaczęło spadać małemu tętno, położna podała mi jakąś maseczkę ja ją odpychałam bo mi tam coś dmuchało, mąż mi trzymał maseczke przy twarzy bo położna mu kazała okazało sie że to tlen, zeby dotlenić małego, po chwili sie uspokoiło i tętno wróciło do normy, była prawie 19 położna mówi, ze za chwilę kończy zmianę i przyjdzie tu któraś z położnych nocnych ja resztką sił poprosiłam o panią Jadzię, która prowadziła nam zajęcia ze szkoły rodzenia, przyleciała do nas za moment, przywitała się zbadała mnie i powiedziała, ze zaraz coś wymysli, żeby szybko poszło, wezwała dwóch lekarzy, zadzwoniła po neonatologa, zeby niedługo przyszedł, i zaczeła przywozic jjakiś sprzęt itp... cała sala była pełna... stwierdziła, ze najlepiej będzie naciąć bo inaczej mały raczej nie wyjdzie szybko, zgodziłam się
postanowili, że po moim parciu będą trzymali brzuch żeby mały sie nie cofał, pomogło po kilku skurczach mały był już prawie przy wyjściu, kazali mi dotknąć główki, zeby mi to pomogło i pomogło jakby mi się właczył dopalacz, parłam mocniej, na szczycie skurczu nacięła mnie poczułam że główka wyszła skurcz sie skończył ale jja parłam dalej i mały wyszedł do końca, położyli mi go na brzuchu a mój mąż przeciął pępowinę, popłakaliśmy się oboje, neonatolog wzięła go ode mnie na stoliczek obok i wytarła oglądnęła zbadała, ja w tym czasie urodziłam łożysko, wyszło całe uff
położyli mi go z powrotem na brzuchu lekarka coś mówiła o odruchach i w ogóle ale ja tylko czekałam na to ile dostał pkt - 10 łzu płynęły mi po policzkach, coś jeszcze mi mówiła o antybiotyku który mi podawali na paciorkowca, ze jest pełna ochorna dla dziecka i w ogóle... ja tylko patrzyłam na niego i na męża i płakałam, w miedzyczasie lekarz mnie szył, troszkę piekło ale dałam radę bo mały był przy mnie
potem kazali mi sie wyłozyć wygodnie na boku i pomogli mi przystawić małego do piersi lezeliśmy tak prawie 1,5 godz. potem zawieżli mnie na wózku do sali a małego wzięły położne do zważenia i wykąpania, maz posiedział ze mną jeszcze chwilę i pomógł mi pójść pod prysznic jak wróciłam położna przywiozła mi małego i przystawiła znowu do piersi, mąż pojechał do domu a my usnęliśmy oboje na około godzinę, potem ja sie obudziłam i prawie do rana wpatrywałam sie w niego przystawiajac do piersi jak tylko się budził, miałam mało pokarmu na początku ale powoli się jakoś ułożyło...
w czasie porodu myślałam sobie, że już nigdy więcej, a potem mimo tego, że krocze miałam obolałe po szyciu i chodziłam jak kaczka zdałam sobie sprawę, ze mogłabym to przeżyc jeszcze raz, da się, ale bez męza chyba bym nie dała rady... był dla mnie i nadal jest niesamowitym wsparciem
Uwielbiam moich dwóch męzczyzn
Adrianek urodził się 6.04.2011 o godz. 19:50, waga 2980g, 54cm 10 pkt apgar
No i się poryczałam........
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Gosia_Krupa
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 2784
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- taakamama
- Wylogowany
- pierwsze słowa
- Posty: 200
- Otrzymane podziękowania: 0
Porod pierwszy.
skurcze zaczely sie ok 1 w nocy. Do 3 ignorowalam je i usilowalam spac
Po 3 w nocy kapiel i niestety nie przeszlo skurcze co 4min, wyszlam z lazienki a maz stoi pod drzwiami i pyta" pijemy kawe czy idziemy spac?" nawet nie musialam nic mowic bo akurat mialam skurcz.
Zrobil kawe i sniadanie a ja spakowalam ostatecznie torbe.
6 rano ip skurcze co 3min rozwarcie na 4cm.
od 6.30 - 9 porodowka rozwarcie na 5cm, akcja porodowa zanikla.
9.30- 15 oddzial rozwarcie jw. skurcze co 3 min ale slabe zalamalam sie
O 15.30 przyszedl lekarz i oznajmil ze bedzie CC! tak sie wystraszylam ze chcialam wyjsc ze szpitala ale pomoglo
O 16 porodowka, skurcze regularne,od 17.40 parte.niestety Martyna nie miala zamiaru wyjsc, potrzebna byla pomoc lekarzy ktorzy podczas skurczu naciskali na brzuch, w tym czasie do boksu przyszlo kilka dodatkowych osob tj. anestezjolg,neonatolog, i jakis pan z Vacum. Pamietam jak lekarz do meza powiedzial ze sprobuja jeszcze Vacum dziecku pomuc ale jak sie nie uda to zrobia CC!
I wtedy przyszla moja wybawicielka, mloda polozna zapytala co jest grane po czym podeszla do mnie i tak wysoko podniosla mi plecy ze prawie siedzialam. Jeden skurcz i udalo sie!!
Martyna 18.10.2004r godz 18.20 3070g 48cm 10 pkt.
porod drugi.
zaczelo sie o 5 rano, obudzily mnie skurcze. o 10 pojechalam na ip skurcze co 3 min. rozwarcie 5cm.
10.30 porodowka i znow powtorka akcja porodowa zanikla 12 oddzial.
badanie co godzine skurczow brak rozwarcie nadal na 5.
o 16 stwierdzilam ze ide spac. Snilo mi sie ze rodze w autobusie pelnym ludzi
obudzilam sie i stwierdzilam ze to nie sen a ja naprawde rodze! dziewczyny z sali zawolaly polozna ktora zbadala mnie i jedyne co powiedziala to " O cholera!" wybiegla z sali a po chwili wrocila z wozkiem na ktory mnie doslownie wrzucila
te 30 metrow z sali na porodowke pokonalysmy w zabojczym tempie
punkt 18 weszlam na lozko. 3 skurcze i koniec
Iga 15.08.2009r godz 18.05 3020g 52cm 10 pkt.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Marysia27
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Scribo ergo sum ;) KAF'ka!!!
- Posty: 1765
- Otrzymane podziękowania: 0
Bartosz urodził się 25 09 2010 dł 58 cm, waga 3870, 10 pkt
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Gosia_Krupa
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 2784
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Gosia_Krupa
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 2784
- Otrzymane podziękowania: 0
Dwa porody, całkiem różne. Pierwszy długi, ale mniej bolesny. Drugi krótszy, ale ból z kosmosu. Pierwszy przeżywałam sama, w czasie drugiego był ze mną cały personel. Pierwszy to żal i wyrzuty, że odebrano mi najwspanialszą chwilę w życiu. Drugi to świadomość, że ofiarowano mi coś co trudno opisać, o czym marzyłam od zawsze. Różne odczucia, różny ból, ale radość z „mania” dzieci ta sama.
Michał i Hania - moje dwa największe szczęścia
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Marysia27
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Scribo ergo sum ;) KAF'ka!!!
- Posty: 1765
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Gosia_Krupa
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 2784
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Dave
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Carpe Diem
- Posty: 10230
- Otrzymane podziękowania: 43
11.04. – poniedziałek – przyjmujemy się do szpitala. Wstępne badania, szyjka długa, zamknięta, nie podatna, KTG spokojne. Czyli u mnie standard. Pozamykana na cztery spusty i nic się nie dzieje. Czyli poniedziałek przeleżany bezczynnie. Czekając na USG i konsultację z lekarzem, byłam przez ścianę z porodówką, na której walczyła kobieta w takich krzykach, że szok, ale odziwo w ogóle mnie to nie ruszało. W pozostałych dwóch salach, dokładnie to samo. Jak się później dowiedziałam, najgłośniejszy poranek od dłuższego czasu.
12.04. – wtorek – poranny obchód i badania. Badał mnie mój lekarz i aż dziw, stwierdził że szyjka już zgładzone, czyli brak. Ale nie podatna i dalej nic. Zlecili lewatywę, że niby ruchy jelit mogą wywołać akcję porodową. Zaserwowali nam wszystkim wówczas leżącym na przedporodowej, więc było ciekawie. Ale jak się spodziewałam dalej nic. Tylko kobiety na sali mi się zmieniały. Jedne przychodziły, rodziły, wychodziły i to tak średnio na psyche działało.
13.04. – środa – pełna nadziei, że będzie mój doktorek oczekiwałam na kroplóweczkę. No i obchód, badania i….niby jakiś centymetr się tam pokazał. Ale procedury w Szpitalu Śląskim są inne, nie od razu kroplówka tylko założyli mi cewnik foleya. Taki balonik z czymś w środku, na który Mała miała naciskać i spowodować rozwieranie się szyjki. I tu miałam załamanie, poryczałam się ale dość szybko mi przeszło. Dziś jestem wdzięczna z to cudo, bo obok babka miała 2 cm, podali jej kroplówkę, namęczyła się biedula cały dzień ze skurczami i nic się nie działo. A ja kolejny dzień w szpitalu z czyś wystającym z pipki. Wieczorem czułam skurcze, co 10min całkiem spore wg. KTG. Ale w nocy cisza.
14.04. – czwartek – obchód i badanko. Robiła mi jakaś lekarka tak, że masakra. Wyjęli cewnik i ukazały się 3-4 cm. No to decyzja o kroplówce z oxy. Czyli moje pełnia szczęścia. Od samego rana znowu już czułam skurcze i wiedziałam, że w końcu albo samo ruszy albo nie wiem co. Poszłam do sali. A tu położna, że czemu ja jeszcze nie spakowana. To ja jej, że czekam na kroplówkę. A ona – no tak będziemy rodzić. I zgarnęła mnie już na przydzieloną mi salkę. Tak więc w szoku zostałam. 9;20 podłączona mi kroplówkę. Oxy sobie kapała leniwie a skurcze nabierały mocy. Co ½ godziny chodziłam na sprawdzania tętna dziecka. Chyba koło 12;00 już nie spacerowałam po korytarzu, tylko zasiadłam na mojej sali. To koło łóżka się bujałam, to pod prysznicem, to na łóżku. Uff…..bolało jak cholera. Tym bardziej, że miałam bóle krzyżowe. Masakra. Klęczałam i usiłowałam masować sobie plecy. Co chwila oczywiście badanko i to takie porządne, co by szyjkę pobudzić do rozwierania bo nie drgnęła ani ciut. O godz. 13;00 przebito mi pęcherz płodowy. I już było wiadomo, że wody seledynowe. Skurcze jeszcze mocniejsze, a szyjka w miejscu. I tak sobie sapałam. O 15;00 zjawił się mój doktorek, nie mógł wcześniej bo miał operację. I mówi, że jak się nic nie ruszy to idziemy pod nóż i kończymy imprezę cesarką. Ja, że ok. bo już miałam dość. Ale odzwio w ciągu 20 minut, rozwarcie poszło do 8cm. Szok. Chyba się wystraszyłam. W międzyczasie przyjechał mój mąż, a ja że go tu nie chcę. No ale tu znowu stop. Położna mówi, że już włoski widzi. Oj, jak się ucieszyłam. I dalej cisza. Mała nie chciała się przesunąć. Dostałam kroplówkę z glukozą, żebym się wzmocniła. Zlecieli się lekarze, zamontowali mi jakieś prześcieradło z boku łóżka i myśleli, że będą mi ją tym ściągać w dół. 16;00 Zaczęły się parte. Chyba na głowę poupadali, jeśli myśleli że się zgodzę. Nie mniej jednak, zaczął się atak na mój brzuch. Rękami próbowali ją popychać. Masakra. Ja im mówię, że to nie ma sensu, bo ja z nimi nie współpracuję. Zamiast skupiać się na parciu, to na ich łapy patrzę. A przy tym ból niesamowity. Jakby mi flaki wyrywali. No i tak parłam i parłam. Położna do mnie tekst, że jakoś słabo pre, że nie słyszy takiego sapania i czuje że się nie staram. Ja do niej, że te skurcze to takie słabe i krótkie, że nawet nie mam kiedy przeć. A poza tym to skąd ja niby mam wiedzieć jak to robić. No to buch mi jakąś wzmocnioną Oxy. I czy ja wiem czy pomogła. Jakoś te parte to takie dziwne były. Znowu lekarze, że ta faza już za długo trwa. Zleciało się ich jeszcze więcej i decyzja, że będą zakładać Vacum. Przywieźli górę sprzętu, poubierali się w kitle od stóp do głów. Mnie zostawili w spokoju, to sobie parłam. Aż tu nagle ktoś się zainteresował i patrzy na mnie. I woła żeby się wstrzymać z Vacum, bo tu się coś dzieje. A ja walczę. No to oni nie patrząc na mnie, buch mi z łapami i łokciami na brzuch. Zaczęli pchać, naciskać i co tylko. Co skurcz to ja do nich - jedziemy z tym koksem. I tak jakoś, raz za razem i czuję piekielny ból, Mała zaczęła wychodzić. To był największy ból jaki czułam, jakby mnie rozrywali na żywca. Jak się potem okazało tak było. Położna mówi, że bez nacięcia się nie obejdzie. Ja że ok. I jeszcze ze dwa parcia i Mała była z nami. Jak tylko jej główka wyszła, od razu ją odśluzowali żeby się pobyć tych wód. Położyli mi ją na brzuch dosłownie na 3 sekundy i drapnęli do badań. Łożysko poszło gładko, położna trochę ciągnęła a doktorek zaś naciskał. Całe szczęście wyszło całe. Potem jeszcze jakieś naciskanie, mnóstwo krwi i szycie. Szycie, pikuś. Nie bolało. Gawędziłam sobie z lekarką. Zeszłam z łóżka na swoje, odwieźli mnie na salę pooperacyjną a nie poporodową, bo tam wcześniej jakaś babka urodziła. I dobrze, bo byłam sama. Dołączył do mnie mąż. I co chwila ktoś przychodził i wychodził. Okazało się, że macica nie chce się kurczyć. Zaczęła się katorga z przyciskaniem na brzuch. Masakra. Miałam odruch, że jak ktoś wchodził, to łapałam się za ramę łóżka i ściskałam ile sił. Dostałam zastrzyk na obkurczenie i nic. Krew tryska. Następna kroplówka z Oxy. Termofor z lodem na brzuch. I tak 4 godziny leżenia i męczenia brzucha, wyciskania krwi ze mnie. Masakra. W końcu o 21;00 zwieźli mnie na inne piętro. Przynieśli na 5 minut Małą. Przystawili (niby) do cyca. I za chwilę znowu zabrali. Ja ledwo żywa. Ale fajna kobieta mi się trafiła, opiekowała się mną super. Potem prysznic. I tak o 5;00 rano przynieśli mi znowu Małą na 15 minut. Potem dalszy ciąg przyciskania, ale już było dobrze. O godz. 8;00 przynieśli Małą i już ze mną została;-))))))
Potem się okazało, że ma nieciekawe wyniki i muszą jej podać antybiotyk. Miałam wizję, wyjścia niedzielę i to potwierdzono. Ale lekarze się nie dogadali i tak oświadczyli, że do wtorku muszę co najmniej posiedzieć. Jak się później okazało do środy nam zeszło.
Było ciężko, ale warto było!!!
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Marysia27
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Scribo ergo sum ;) KAF'ka!!!
- Posty: 1765
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- sylka
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 11587
- Otrzymane podziękowania: 5
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Gosia_Krupa
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 2784
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Emme
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 6719
- Otrzymane podziękowania: 1
dla mnie najgorszy był dwukrotny masaż szyjki-myślałam, że zemdleję z bólu. samo wyparcie dziecka to pikuś
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Marysia27
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Scribo ergo sum ;) KAF'ka!!!
- Posty: 1765
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Gosia_Krupa
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 2784
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.