- Posty: 2
- Otrzymane podziękowania: 0
- /
- /
- /
- /
- ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
- katmin12
- Wylogowany
- gaworzenie
Mniej Więcej
12 lata 1 miesiąc temu #468971 przez katmin12
Witam,
jestem psycholożką i doulą z Krakowa.
Zapraszam serdecznie, panie z Krakowa i okolic, do udziału w GRUPIE WSPARCIA DLA KOBIET PO TRUDNYM PORODZIE.
Szczegółowe informacje pod nr. tel: (12) 4424300 lub 666 30 44 30.
Pozdrawiam,
Katarzyna Minkiewicz
jestem psycholożką i doulą z Krakowa.
Zapraszam serdecznie, panie z Krakowa i okolic, do udziału w GRUPIE WSPARCIA DLA KOBIET PO TRUDNYM PORODZIE.
Szczegółowe informacje pod nr. tel: (12) 4424300 lub 666 30 44 30.
Pozdrawiam,
Katarzyna Minkiewicz
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
12 lata 1 miesiąc temu #469754 przez tygrysica
oh...szkoda, że nie miałam takich namiarów zaraz po...teraz juz sobie poradziłam Ale innym polecam tego typu grupy
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- poloznaWum
- Wylogowany
- gaworzenie
Mniej Więcej
- Posty: 2
- Otrzymane podziękowania: 0
11 lata 1 tydzień temu - 11 lata 1 tydzień temu #807952 przez poloznaWum
Witam!
Jestem studentką Położnictwa na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Bardzo proszę o wypełnienie ankiety. Ankieta skierowana jest do Kobiet, które co najmniej raz rodziły.Badanie jest całkowicie anonimowe, a uzyskane odpowiedzi zostaną wykorzystane tylko i wyłącznie do celów naukowych.
Z góry dziękuje za poświęcony czas i wypełnienie ankiety!
Link do ankiety: ankieta
Jestem studentką Położnictwa na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Bardzo proszę o wypełnienie ankiety. Ankieta skierowana jest do Kobiet, które co najmniej raz rodziły.Badanie jest całkowicie anonimowe, a uzyskane odpowiedzi zostaną wykorzystane tylko i wyłącznie do celów naukowych.
Z góry dziękuje za poświęcony czas i wypełnienie ankiety!
Link do ankiety: ankieta
Ostatnio zmieniany: 11 lata 1 tydzień temu przez poloznaWum.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- amnesia89
- Wylogowany
- gaworzenie
Mniej Więcej
- Posty: 1
- Otrzymane podziękowania: 0
10 lata 9 miesiąc temu #844907 przez amnesia89
Postanowilam, że również opiszę swoje wspomnienia związane z porodem, ponieważ są one natrętne, nawracają w najmniej oczekiwanych momentach, wyprowadzają mnie z równowagi psychicznej...
W 38 tyg. ciązy wylądowałam na tydzień na oddziale patologii ciąży, ponieważ odszedł mi czop śluzowy i miałam lekkie skurcze, które jednak samoistnie ustały. Ordynator zadecydował, że rozsądnie będzie poczekać aż akcja porodowa wróci już w szpitalu. Po tygodniu leżenia pod ktg nie zadziało się nic. Zapytano mnie czy chce wrocic do domu, czy czekac nadal. Stwierdzilam, ze wole byc w domu (u siebie to u siebie). Wrocilam we wtorek. Całą noc z wtorku na środę wymiotowałam, także nie zmruzyłam oka. W środę o 22.00 skurcze się zaczeły, jednak były co 25 min i słabe. Postanowiłam się wykąpać, w kąpieli mineły, jednak 10 min po wyjsciu wanny powróciły. Mierzyłam czas między nimi, o godzinie 2.00 były co około 15 min, natomiast około 2.45 zaczeły byc co 5 min, wtedy maz szybko sie ubral, zjadl i o 3.00 pojechalismy do szpitala. Dotarlam tam okolo 3.30. Zrobiono mi ktg, zmierzono cisnienie i temterature. Mialam nadcisnienie i goraczke. O 4.00 kazano mi przejsc do sluzy, gdzie sie przebralam, polozono mnie na porodowce przy lampce (atmosfera byla mila, byla cisza, spokoj i przygaszone swiatlo). Podlaczono mnie pod ktg ktore mialo kolniez do mierzenia cisnienia i monitorowano okolo godziny. Cisnienie spadlo, najprawdopodobniej bylo wynikiem stresu. Lezalam tak sobie blogo do godziny 7.00 i dopoki nie byla zmiana personelu. Skurcze byly slabe, niebolesne. Chcialam troszke pochodzic, ilez czlowiek moze lezec pod tym ktg. Polozna niezabardzo chetnie ale sie zgodzila ze chwile moge pochodzic. Pochodzilam z 10 min, wyszlam tez do toalety. Po czym przyleciala polozna ze mam sie klasc pod ktg bo zapis, zapis i zapis.Mialam tez robione USG, lekarz stwierdzil ze dziecko wazy okolo 3.100g. Pozniej ktg. No to lezalam az do 9.00, byl obchod w tym czasie. Ordynator mnie zbadal, stwierdzil okolo 6 cm rozwarcia, powiedzial ze porod najprawdopodobniej teraz przyspieszy. Wtedy skurcze zaczely mi dokuczac (mam wysoki prog bolu) jednak wytrzymywalam. Poprosilam o gaz rozweselajcy - dostalam. Bardzo mi pomagal, czulam sie jakos bezpieczniej i koncetrowalam w czasie skurczu na oddechu. O godzinie 12.00 mialam pelne rozwarcie.Wody jedak byly zachowane. Stala przy mnie mloda lekarka (od dobrej godziny) i poprosilam ja czy moglaby pojsc do lekarza prowadzacego porod i poprosic zeby przebil wody. Przyszedl, a razem z nim : 3 położne dla mnie, 2 dla dziecka, lekarka dla dziecka, 3 lekarzy ginekologow nie wiem po co. Przebił wody, położyli mnie na jakas jakby "miske" poczułam wtedy straszny bol w miednicy, az pisnełam. Miednica bolala mnie jeszcze pol roku po porodzie. Czekalismy, skurcze byly starsznie silne, bolaly, zabrano mi gaz, polozono mnie na lewym boku, podkurczono kolana i glowe mialam przy piersiach. Polozne chcialy zeby maly zszedl glowka w dol i zaczela sie II faza porodu, mały nie schodzil, widzialam ze chcialy juz zrezygnowac, ale jak mnie obrcily na plecy maly drgnal i zaczal schodzic. Czulam silny bol, jakby mnie ktos rozrywał od środka. Nie czulam kiedy mam przec. Lekarz zapytal czy mam skurcz, powiedzialam ze tak, wtedy mnie nacial. Poczulam sie strasznie niekomfortowo, kiedy moja jedna noga wyladowala na oparciu fotela ginekologicznego a druga na plecach poloznej, ktorej twarz byla moze z 5-6 cm od mojego krocza! mowil mi lekarz kiedy mam przec, parlam, ze wszystkich sil, trwalo to moze z 3-5 minut. Pamietam ze mialam zamkniete oczy, bo kazali zamknac zeby mi nei popekaly naczynka, i slyszalam tylko komanetarze "ale Pani to łanie idzie" "Ale Pani jest silna, niesamowite" itp. Urodzilam. Synkowi odessano resztki sluzu z buzi i polozono mi go na brzuch, widzialam jego malenka pupke i glowke z czarnymi włoskami jednak czulam, ze cos jest nie tak, on nie plakal, tylko raz cos mruknal... apgar byl 10, nie wiem dzis na jakiej podstawie. Zwazono go, zmierzono mial 4170g! 58 cm. Ubrano go i odpoczywal na cieplym stole dla noworodka (stol byl podgrzewany). Do mnie podszedl lekarz i naciskajac mi na brzuch i ciagnac za pepowine wyciagnal lozysko. I tego widou nie zapomne... w lampie ktora nade mnie wisiala widzialam jak tryska ze mnie krew, ale to tak tryskalo jakby ktos bardzo mocno kran odkrecil! polozna zaczela panikowac, podlecieli lekarze, kazali dac jakis lek, po tym leku niemal natychmiast przestalo.Dostalam tez relanium. Nastepnie przyszla Pani doktor zeby mnie zszyc. Malego zabrano, zeby go zaszczepic i dokaldnie przebadac na noworodkach. Szyla mnie ponad godzinę, na dodatek jakas stazystka bardzo chciala popatrzec sobie jak zszywane mam krocze, wiec i one obie mialy glowy niemalze 3cm od mojego krocza. Czulam sie idiotycznie, kiedy spytalam jak dlugo to jeszcze bedzie trwac, Pani doktor naburmuszona odpiowiedziala ze to jest na cale zycie korekta i musze wytrzymac cierpliwie. Kiedy skonczyla polozne przyniosly mi obiad, ktorego nie mialam sily zjesc, zjadlam troche zupy, moj maz zjadl drugie danie. Przebralam sie, zawieziono mnie na wozku do sali na poloznictwie, lezalam z jeszcze jedna dziewczyna. Czekalam na mojego syna, jednak nikt go nie przywozil. Po godzienie przyszla ordynator z noworodkow, wkurzona, zla, ze moj syn jest wyczerpany, wycienczony, jest siny, zimny, ma tak niski cukier ze stracil przytomnosc, lezy podlaczony pod pompe insulinowa i kroplowkami w inkubatorze! myslalam ze ona to do kogos innego mowi, nie docieralo to do mnie, to sie dzialo jak w snie... polozna z poloznictwa kazala mi lezec bo takim porodzie jaki mialam, mowila ze mam wstawac tylko do toalety, ale ja nie potrafilam, poszlam na noworodki, trzymalam sie sciany ale dotarlam. Siadlam przy jego inkubatorze i wylam, nie wiem ile to trwalo, byl malenki, bardzo opuchniety, buzke mial jak aniolek... oczka jak malenkie chinskie dzieciątko... poczulam w pewnym momencie ze zaraz zemdleję, ze musze wstac i wracac... szlam trzymajac sie poreczy, nogi ciagnac, koszmar. Polozylam sie do lozka i plakalam. O 24.00 ponownie przyszla ordynator z noworodkow. Powedziala ze maly ma juz prawidlowy cukier, czuje sie juz duzo lepiej, ale zebym odpoczela a on sie wygrzal w inkubatorze jeszcze przez noc. Na drugi dzien przywieziono mi go okolo 12.00. Jednak przywiozla go lekarka... powiedziala, ze zrobili mu USG, ze mozgowie jest prawidlowe, ale usg brzucha wykazalo, ze moje dziecko ma duze zastoje w UKM obu nerek... ze mam sprawdzac czy w ogole sie wysika (zalozono mu woreczek na mocz) bo jesli nie konieczna jest interwencja chirurga... czekalam, az maly sie wynika, kazda minuta byla dla mnie jak baty... po 2 godzinach zrobil siusiu! w niedziele nas wypuszczono do domu, maly jest pod stala opieka urologa. Nadal ma zastoje. 2 tyg. od porodu maly wyladowal w szpitalu ponownie, ja rowniez, mialam krwotok. Od tamtej pory jestem klebkiem nerwow, mimo ze maly ma dzis prawie 9 miesiecy. Koszmarnie to wspominam, obwiniam sie, ze gdybym miala te cholerna cesarke, to nic by sie pewnie nie stalo, nie mialabym tych krwotokow a maly nie wyladowalby wycienczony w inkubatorze. Nie wiem, czemu nie chca robic cesarek kazdej jednej, ja tam bylam bardziej za cc niz za porodem silami natury, podswiadomie czulam ze cos sie moze wydarzyc jak sama urodze... i mialam racje. Jestem rozczarowana, rozgoryczona, wmowiono mi ze to niby lepsze dla mnie, dla dziecka, a to bzdura! ja po porodzie 3 miesiace nie moglam sie pozbierac, maz wkladal mnie do wanny i z niej wyciagal, lezalam jak kloda, wyladowalam u chirurga. Ehhh... zycze Wam wszystkim szczecia i cesarki. Amen.
W 38 tyg. ciązy wylądowałam na tydzień na oddziale patologii ciąży, ponieważ odszedł mi czop śluzowy i miałam lekkie skurcze, które jednak samoistnie ustały. Ordynator zadecydował, że rozsądnie będzie poczekać aż akcja porodowa wróci już w szpitalu. Po tygodniu leżenia pod ktg nie zadziało się nic. Zapytano mnie czy chce wrocic do domu, czy czekac nadal. Stwierdzilam, ze wole byc w domu (u siebie to u siebie). Wrocilam we wtorek. Całą noc z wtorku na środę wymiotowałam, także nie zmruzyłam oka. W środę o 22.00 skurcze się zaczeły, jednak były co 25 min i słabe. Postanowiłam się wykąpać, w kąpieli mineły, jednak 10 min po wyjsciu wanny powróciły. Mierzyłam czas między nimi, o godzinie 2.00 były co około 15 min, natomiast około 2.45 zaczeły byc co 5 min, wtedy maz szybko sie ubral, zjadl i o 3.00 pojechalismy do szpitala. Dotarlam tam okolo 3.30. Zrobiono mi ktg, zmierzono cisnienie i temterature. Mialam nadcisnienie i goraczke. O 4.00 kazano mi przejsc do sluzy, gdzie sie przebralam, polozono mnie na porodowce przy lampce (atmosfera byla mila, byla cisza, spokoj i przygaszone swiatlo). Podlaczono mnie pod ktg ktore mialo kolniez do mierzenia cisnienia i monitorowano okolo godziny. Cisnienie spadlo, najprawdopodobniej bylo wynikiem stresu. Lezalam tak sobie blogo do godziny 7.00 i dopoki nie byla zmiana personelu. Skurcze byly slabe, niebolesne. Chcialam troszke pochodzic, ilez czlowiek moze lezec pod tym ktg. Polozna niezabardzo chetnie ale sie zgodzila ze chwile moge pochodzic. Pochodzilam z 10 min, wyszlam tez do toalety. Po czym przyleciala polozna ze mam sie klasc pod ktg bo zapis, zapis i zapis.Mialam tez robione USG, lekarz stwierdzil ze dziecko wazy okolo 3.100g. Pozniej ktg. No to lezalam az do 9.00, byl obchod w tym czasie. Ordynator mnie zbadal, stwierdzil okolo 6 cm rozwarcia, powiedzial ze porod najprawdopodobniej teraz przyspieszy. Wtedy skurcze zaczely mi dokuczac (mam wysoki prog bolu) jednak wytrzymywalam. Poprosilam o gaz rozweselajcy - dostalam. Bardzo mi pomagal, czulam sie jakos bezpieczniej i koncetrowalam w czasie skurczu na oddechu. O godzinie 12.00 mialam pelne rozwarcie.Wody jedak byly zachowane. Stala przy mnie mloda lekarka (od dobrej godziny) i poprosilam ja czy moglaby pojsc do lekarza prowadzacego porod i poprosic zeby przebil wody. Przyszedl, a razem z nim : 3 położne dla mnie, 2 dla dziecka, lekarka dla dziecka, 3 lekarzy ginekologow nie wiem po co. Przebił wody, położyli mnie na jakas jakby "miske" poczułam wtedy straszny bol w miednicy, az pisnełam. Miednica bolala mnie jeszcze pol roku po porodzie. Czekalismy, skurcze byly starsznie silne, bolaly, zabrano mi gaz, polozono mnie na lewym boku, podkurczono kolana i glowe mialam przy piersiach. Polozne chcialy zeby maly zszedl glowka w dol i zaczela sie II faza porodu, mały nie schodzil, widzialam ze chcialy juz zrezygnowac, ale jak mnie obrcily na plecy maly drgnal i zaczal schodzic. Czulam silny bol, jakby mnie ktos rozrywał od środka. Nie czulam kiedy mam przec. Lekarz zapytal czy mam skurcz, powiedzialam ze tak, wtedy mnie nacial. Poczulam sie strasznie niekomfortowo, kiedy moja jedna noga wyladowala na oparciu fotela ginekologicznego a druga na plecach poloznej, ktorej twarz byla moze z 5-6 cm od mojego krocza! mowil mi lekarz kiedy mam przec, parlam, ze wszystkich sil, trwalo to moze z 3-5 minut. Pamietam ze mialam zamkniete oczy, bo kazali zamknac zeby mi nei popekaly naczynka, i slyszalam tylko komanetarze "ale Pani to łanie idzie" "Ale Pani jest silna, niesamowite" itp. Urodzilam. Synkowi odessano resztki sluzu z buzi i polozono mi go na brzuch, widzialam jego malenka pupke i glowke z czarnymi włoskami jednak czulam, ze cos jest nie tak, on nie plakal, tylko raz cos mruknal... apgar byl 10, nie wiem dzis na jakiej podstawie. Zwazono go, zmierzono mial 4170g! 58 cm. Ubrano go i odpoczywal na cieplym stole dla noworodka (stol byl podgrzewany). Do mnie podszedl lekarz i naciskajac mi na brzuch i ciagnac za pepowine wyciagnal lozysko. I tego widou nie zapomne... w lampie ktora nade mnie wisiala widzialam jak tryska ze mnie krew, ale to tak tryskalo jakby ktos bardzo mocno kran odkrecil! polozna zaczela panikowac, podlecieli lekarze, kazali dac jakis lek, po tym leku niemal natychmiast przestalo.Dostalam tez relanium. Nastepnie przyszla Pani doktor zeby mnie zszyc. Malego zabrano, zeby go zaszczepic i dokaldnie przebadac na noworodkach. Szyla mnie ponad godzinę, na dodatek jakas stazystka bardzo chciala popatrzec sobie jak zszywane mam krocze, wiec i one obie mialy glowy niemalze 3cm od mojego krocza. Czulam sie idiotycznie, kiedy spytalam jak dlugo to jeszcze bedzie trwac, Pani doktor naburmuszona odpiowiedziala ze to jest na cale zycie korekta i musze wytrzymac cierpliwie. Kiedy skonczyla polozne przyniosly mi obiad, ktorego nie mialam sily zjesc, zjadlam troche zupy, moj maz zjadl drugie danie. Przebralam sie, zawieziono mnie na wozku do sali na poloznictwie, lezalam z jeszcze jedna dziewczyna. Czekalam na mojego syna, jednak nikt go nie przywozil. Po godzienie przyszla ordynator z noworodkow, wkurzona, zla, ze moj syn jest wyczerpany, wycienczony, jest siny, zimny, ma tak niski cukier ze stracil przytomnosc, lezy podlaczony pod pompe insulinowa i kroplowkami w inkubatorze! myslalam ze ona to do kogos innego mowi, nie docieralo to do mnie, to sie dzialo jak w snie... polozna z poloznictwa kazala mi lezec bo takim porodzie jaki mialam, mowila ze mam wstawac tylko do toalety, ale ja nie potrafilam, poszlam na noworodki, trzymalam sie sciany ale dotarlam. Siadlam przy jego inkubatorze i wylam, nie wiem ile to trwalo, byl malenki, bardzo opuchniety, buzke mial jak aniolek... oczka jak malenkie chinskie dzieciątko... poczulam w pewnym momencie ze zaraz zemdleję, ze musze wstac i wracac... szlam trzymajac sie poreczy, nogi ciagnac, koszmar. Polozylam sie do lozka i plakalam. O 24.00 ponownie przyszla ordynator z noworodkow. Powedziala ze maly ma juz prawidlowy cukier, czuje sie juz duzo lepiej, ale zebym odpoczela a on sie wygrzal w inkubatorze jeszcze przez noc. Na drugi dzien przywieziono mi go okolo 12.00. Jednak przywiozla go lekarka... powiedziala, ze zrobili mu USG, ze mozgowie jest prawidlowe, ale usg brzucha wykazalo, ze moje dziecko ma duze zastoje w UKM obu nerek... ze mam sprawdzac czy w ogole sie wysika (zalozono mu woreczek na mocz) bo jesli nie konieczna jest interwencja chirurga... czekalam, az maly sie wynika, kazda minuta byla dla mnie jak baty... po 2 godzinach zrobil siusiu! w niedziele nas wypuszczono do domu, maly jest pod stala opieka urologa. Nadal ma zastoje. 2 tyg. od porodu maly wyladowal w szpitalu ponownie, ja rowniez, mialam krwotok. Od tamtej pory jestem klebkiem nerwow, mimo ze maly ma dzis prawie 9 miesiecy. Koszmarnie to wspominam, obwiniam sie, ze gdybym miala te cholerna cesarke, to nic by sie pewnie nie stalo, nie mialabym tych krwotokow a maly nie wyladowalby wycienczony w inkubatorze. Nie wiem, czemu nie chca robic cesarek kazdej jednej, ja tam bylam bardziej za cc niz za porodem silami natury, podswiadomie czulam ze cos sie moze wydarzyc jak sama urodze... i mialam racje. Jestem rozczarowana, rozgoryczona, wmowiono mi ze to niby lepsze dla mnie, dla dziecka, a to bzdura! ja po porodzie 3 miesiace nie moglam sie pozbierac, maz wkladal mnie do wanny i z niej wyciagal, lezalam jak kloda, wyladowalam u chirurga. Ehhh... zycze Wam wszystkim szczecia i cesarki. Amen.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- szpulka
- Wylogowany
- gaworzenie
- Cel mobilizuje siły.
Mniej Więcej
- Posty: 66
- Otrzymane podziękowania: 0
10 lata 9 miesiąc temu #848501 przez szpulka
amnesia89 ja Cie popieram, ja juz dawno uzbieralam kase na cc. Poniewaz lekarze nie robia cesarek bo NFZ za to nie placi, a do cesarki musisz miec chirurga i anestozjologa mimo ze jestes przytomna, to generuje koszty. Po cc wg nowych zasad (inne ciecie) itd juz pod wieczor mozesz wstawac, dziekco tez inaczej odczuwa bo nie jest to metoda stresujaca. Ile ja juz sie nasluchalam wlasnie od kolezanek (jeszcze nie rodzilam) na ten temat, i zazwyczaj 90% kobiet ktore rodzi naturalnie ma takie przeboje, a to wlasnie dlatego bo lekarz oszczedza tylko nikt nie mysli pozniej ze dziecko/matka moze byc wycienczone albo niedotlenione. To jakas masakra co sie dzieje w polskich szpitalach, brak słow po prostu. Trzymaj sie...pozdrawiam.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.