- Posty: 1621
- Otrzymane podziękowania: 1
- /
- /
- /
- /
- ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
- natmur11
- Wylogowany
- Moderator
Ja dlugo tez wyrzucalam sobie ze to byla moja wina, ze nie potrafilam nawet urodzic swojego dziecka.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Już nie daję rady...ciągle analizuje przebieg porodu i czasem dopada mnie wściekłość i najchętniej bym zażądała wyjaśnień dlaczego wybrano próżnociąg a nie cc...A do tego coraz gorzej idzie nam z karmieniem piersią- zaczął odpychać pierś i chce tylko butelkę, a ja nie mogę sie odważyć dawać mu tylko pierś, bo na kontroli pierwszej w szpitalu, kiedy był tylko na piersi, lekarka stwierdziła, że za bardzo schudł i grozi mu odwodnienie... I znowu mysle ciagle, że gdyby mu na Intensywnej Terapii nie dawali butelki to by lepiej było. Przeciez byłam na miejscu i mogłam przyvhodzić i nie musiałam dawać mu piersi ale są przeciez inne techniki nie zaburzające ssania brodawki...
Wesołych Świąt dziewczyny, spokojnych duchem i wolnych od wspomnień...
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Z Adasiem lepiej- już nie patrzy dziwnie w żadną stronę
Dzisiaj pierwszy raz sie oglądałam i...myślałam, że będzie to gorzej wyglądać...
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- sylwira1721
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Mój Skarbeczek Najsłodszy Tobiś <3
- Posty: 3147
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- natmur11
- Wylogowany
- Moderator
- Posty: 1621
- Otrzymane podziękowania: 1
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- ifka
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Lenka :*22.01.11:*
- Posty: 2182
- Otrzymane podziękowania: 0
Ja jak w 25 tyg. leżałam kolejny raz na podtrzymaniu to też załamanie przechodziłam(że po porodzie nie wspomnę) i mówiłam do siebie,że nawet własnego dziecka "donosić" nie potrafię...i,że coś ze mną nie tak...Ojjjj...kiepski to był czas,ale teraz nastały chwile kiedy mogę się cieszyc z tego jak Lenka juz samodzielnie stoi-słonko moje kochane .
Ściskamy cieplutko i przesyłamy pozytywną energię .
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- strutykot
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 6
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Martynka__89
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- ♥Mateuszek 6.10.2010 r ♥Daria 19.02.2016 r.
- Posty: 1978
- Otrzymane podziękowania: 2
...O 8 byliśmy już na IP wsadzili mnie na wózek i na porodówkę. Przydzielili nas do sali porodów rodzinnych, przyszła lekarka zbadała mnie. Rozwarcie na 1 palec, zrobili KTG i kazali chodzić. Miałam już dość, obok w sali kobieta strasznie się darła bałam się czy mnie też to spotka.Ale przy skurczach mąż mnie masował i oddychałam to bardzo mi pomagało. Rzadko ktoś do mnie zaglądał z personelu. Parę razy ktoś mnie zbadał, wody mi nie odchodziły więc przebili je. Dobrze że już miałam dość po pary godzinach, nawet nie wiem czym przebijali ale dopiero za drugim razem się powiodło. Skurcze stały się nie regularne więc dostałam zastrzyk, który nic nie dał. Podłączyli kroplówkę ale tętno dziecka słabło, więc szybko ją odłączyli. Po 12,5 godzinach porodu było na tyle źle że z trybem natychmiastowym podpisywałam papiery zabrali mnie na CC. Mąż się schował w sali obok i płakał jak dziecko, nie mógł być ze mną przy CC, nie wiedział co się dzieje ze mną ani dzieckiem. Dostałam znieczulenie(zewnątrz oponowe) położyłam się zamknęłam oczy nie chcą wiedzieć co się dzieje. Czułam tylko jak cała się ruszałam od "pracy" lekarzy, nie usłyszałam płaczu więc nie wiem kiedy wyciągnęli małego usłyszałam tylko 16:05. Podczas zszywania przynieśli mi Matiego ale tylko go pokazali i od razu zabrali... Mnie znów zawieźli na sale gdzie czekał mąż i była już inna kobieta po porodzie. T powiedział że było źle z Mateuszkiem nie oddychał,urodził się z zamartwicy, dostał mało punktów (4) i miał robiony masaż serca ... Długo byliśmy jeszcze w szpitalu, z tamtego czasu nie mam dobrych wspomnień gdyż rodzące są tam traktowane jak "bydło" nasze pierwsze chwile z Mateuszkiem nie były takimi jakimi bym bardzo chciała... Ale o tym się już potem nie myśli, nie da się tego wymazać z pamięci... Ale patrząc na mojego Brządca nikt nie wie ile musieliśmy przejść razem by żyć... Jest zdrowy,wesoły radosny i z przyjemnością oraz zapałem poznaje świat... Jednak niemalże do pół roku byliśmy pod obserwacjami różnych specjalistów, a do roku u neurologa.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- strutykot
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 6
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Ivy
- Wylogowany
- pierwsze słowa
- Posty: 148
- Otrzymane podziękowania: 0
Ja poród akurat wspominam dość dobrze, jednak późniejszy czas był dla mnie bardzo trudny. Przede wszystkim właśnie przez karmienie. Uległam tej dziwnej presji, że dziecko, aby było zdrowe, musi dostawać mleko matki, a ja go miałam niewiele. Kuba również w szpitalu dostał butlę (bez mojej wiedzy :/ ), przez co później nie chciał już się tak wysilać przy piersi. Na domiar złego, jedna z pielęgniarek w szpitalu widząc, że Kuba denerwuje się przy mojej piersi stwierdziła, że "nieudolna matka" ze mnie... nie chcę nawet wspominać, jak się wtedy czułam...
Aby "wyrobić normę" z ilością pokarmu, siedziałam ponad 7 godzin na dobę z laktatorem (początkowo bywało nawet i dziesięć godzin), a po około trzech tygodniach Kuba pił już wyłącznie z butelki, bo przy piersi tylko krzyczał. Mleka wychodziło stale mniej niż było trzeba, a Kuba rósł i domagał się wciąż więcej. Czułam się jak maszyna do przewijania i produkowania mleka. Piersi miałam całe sine od odciągania mleka, którego nie było. Od początku Buś był na karmieniu mieszanym. Jako, że po sztucznym mleku lepiej spał, dostawał je na noc, a to co odciągałam w nocy z piersi starczało akurat na śniadanie, czasem na pół obiadu :/ . Uciągnęłam takim trybem przez cztery miesiące, ale po tym czasie byłam psychicznie zdezelowana. Ogarniało mnie poczucie ogromnej porażki, uprzedmiotowiłam siebie całkowicie, nie dawałam sobie prawa do podstawowych rzeczy, jak choćby pójście do toalety, gdy Kuba chociaż jęknął... Gdyby nie moja rodzina zrobiłabym sobie niezłe kuku w głowie.
Na dzień dzisiejszy myślę o tym w kategorii nauki. Teraz pewnie nie ciągnęłabym karmienia tak długo kosztem własnego zdrowia, a energię włożoną w "dojenie się" pewnie poświęciłabym na przytulanie...
Teraz nadrabiam. Nauczyłam się w końcu, że aby mój synek był szczęśliwy, ja sama również muszę być szczęśliwa. On czuje moje zmęczenie, czy smutek, nic się przed nim nie ukryje. Dlatego dbam o siebie. Dla NIEGO troszczę się o siebie. .
Buziaki dla Was :* .
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- misia88
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Lili - 24.04.2012
- Posty: 1175
- Otrzymane podziękowania: 14
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Oczywiście masz rację- to mam ma byc szczęśliwa wtedy dziecko też jest, a dzisiejsze mieszanki są tak przygotowane, że nie brak w nich niczego co dziecku potrzebne. A bliskość można budować tuląc
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- lilian355
- Wylogowany
- pierwsze słowa
- Nareszcie z Nami :) Nasze Słoneczko :)
- Posty: 186
- Otrzymane podziękowania: 0
wg mojego lekarza termin porodu przypadał na 29 grudnia... no i minął termin i nic... w końcu 4 stycznia (sroda) poszłam do swojego lekarza i też nic... dostałam skierowanie do szpitala, gdzie udałam się na drugi dzień. Tam mnie zbadano i uznano, ze będę mieć wywoływany poród. W piątek od rana zrobiono mi lewatywę ( nie bylo tak źle, jak to niektórzy opowiadają) a potem podano kroplówkę z oksytocyną. Nie pamiętam dokładnie ale jakoś po dwóch godzinach zaczęłam mieć skurcze w dole brzucha, takie jak na okres tyle, ze nieco silniejsze... i tak sobie spędziłam kilka godzin, po czym potem mnie odłączyli od tej kroplówki i skurcze zaczęly ustwać... tak mi się przynajmniej wydawało, bo pojawialy się w dluższych odstępach czasowych, ale w nocy one się nasilily i występowały regularnie i częściej... rano znowu ustępowaly choć towarzyszyły przez cały dzień. W sobotę nie dawali mi kroplówki. uznano, ze ten dzień ma sobie pomału wszystko "dojrzewać" (jak to określił ordynator) i dopiero w niedzielę dostanę druga kroplówkę. No i z soboty na niedzielę znów zmagałam się z okropnym bólem w podbrzuszu... najwygodniej było mi na leżąco i to na boku, inaczej nie potrafilam ścierpiec tego bólu. W niedzielę rano mialam już totalnego doła, co ktoś do mnie zadzwonił to chcialo mi się ryczeć, bo ciągle słyszałam jak co chwila rodziła jakaś kobieta i strasznie każdej z nich tego zazdrościłam. Byłam nawet gotowa dać się pociąć... miałam juz po prostu dość tego czekania. W końcu o godz. 10.00 zabrali mnie na salę porodową i tam podłaczyli kroplówkę. No i nie minęlo 5 min jak skurcze znów się nasiliły i byly regularne w dodatku miałam wrażenie, ze występuja co minutę. Od tego momentu męczyłam się nie cale 5 godzin... w tym dwa razy podwano mi znieczulenie, które moze nie łagodziło bólu ale zmniejszyło czestotliwośc odczuwanych skurczy... dzięki temu jakoś przetrwałam to wszystko choć po znieczuleniu chcialo mi się strasznie spać... i tak sobie potem krążyłam z piłki na kibelek, bo z bólu miałam wrażenie ze się posikam... rozwarcie też szlo w mega szybkim tempie. Rano za nim zabrano mnie na sale porodową miałam już 2 cm rozwarcia, więc te wczesniejsze skurcze w koncu coś dały no i czop zaczął pożądnie odchodzić. No i kiedy już zostalo mi się 2 cm do calkowitego rozwarcia polożna kazała mi jeszcze usiąśc na piłce albo na kibelku ale z szeroko rozlożżonymi nogami... wybrałam tą druga opcje... tyle że tam już nie miałam skurczy w podbrzuszu i kręgosłupie, tylko już czulam jak główka mi napiera i miałam wrażenie ze mnie rozerwie.... ale połozna do mnie, żebym przeczekała parę tych skurczy. Ale ja do siebie mówie, jakich skurczy jak ja czuje parcie a nie skurcze. Przetrwałam, może trzy takie "parcia" i zaczęłam wołac położną, że ja za chwilę tu urodzę. No i kiedy polozyłam sie już na fotelu to okazalo się, ze pięknie poszły te 2 cm no i zaczeto mnie szykowac do porodu. Najlepsze w tym wszystkim było to, ze skurcze ledwo czułam i musiałam się na nich skupić, zeby wiedzieć kiedy przeć... nawet na parciu nie moglam się skupić z tego wszystkiego... nogi mi się trzesły jak galareta hehe i w ogóle dziwne uczucie kiedy się prze i czuje, że tam na dole coś chce wyjść krzyczeć w ogóle nie krzyczalam, myślę, że dzielnie zniosłam i skurcze i sam poród. Jedynie krzykłam "aua", kiedy zostałam nacieta. Niby to bylo takie uszczypnięcie, ale jednak odczułam to hehe. Niesamowite bylo to, jak w koncu wyskoczyła ta główka, a potem reszta Zszywanie krocza nie było bolesne, wszystko odbyło się przy znieczuleniu. Nawet potem nic nie bolało A tak się obawiałam jak to bedzie kiedy trzeba będzie wstać albo usiąść czy też iśc siku. Ogólnie to za nim trafiłam do szpitala to przez połowe ciąży miałam koszmarne myśli na temat porodu i personelu. Z porodem to ciągle się modlilam żeby obylo się bez żadnych komplikacji, a co do persolnelu to się nasłuchałam że potrafią być niemili i w ogóle, a tak naprawdę, okazalo się że mialam naprawdę bardzo dobrą opiekę. No i chciałam, zeby przy porodzie byl ze mną mąż, też ze względu na to jak będę mnie tam traktować. Ale kiedy wszystko sie zaczęlo to juz o tym nie myslałam, i tak szczerze mówiąc to nawet nie żaluję ze go nie bylo Bylam naprawdę pod dobrą opieką, nikt niczego złego nie powiedział, ani żadnych glupich odzywek, bylam naprawdę należycie traktowana. No i tak oto 8 stycznia (niedziela) o godz. 14.50 na świat przyszła Maja
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
dzisiaj idę z kumpelą (też po ciężkim porodzie) sie uchlać na miasto może to pomoże...
i juz nie karmie piersia, jednak to było zaburzone od samego poczatku i chyba nie umiał dobrze ssać... na koniec mialam wiszenie na piersi przez 5 godzin non stop i ryk jak tylko odkładałam, a do tgeo poteżne zastoje z czerwonymi plamami i poczatkiem zapalenia...dałam spokój i... to było najlepsze co mogłam zrobic! Dziecko szczęśliwe i rzadko płacze, ja bez stresu i w ogóle duuzo lepje. Całe to napiecie ze mnie zeszło i po paru dniach przeżywania przeszło mi i teraz wkurzam się na całą nagonkę meialna, żeby karmic piersia i że jak któraś nie chce to jest wyrodna matką Bzdura! czy Was kiedykolwiek obchodziło czy Was mamy piersia karmiły?
a co do tych "wspominoz" to kumpela po "łatwiejszym" porodzie mówi, że każdej wraca nawet i rok po i trzeba po prostu zapomnieć...
A ja powiem Wam, że zupelnie zapomnialam ból i wręcz bym była skłonna rodzic nastepne naturalnie gdyby nie:
1. zapamiętałam kilka porównań bólu (np. ręka na rozgrzanej patelni, ale nie mozna jej zabrac, rozszczepienie kości śródręcza na 8-10 cm) i że sobie obiecałam, że nigdy więcej
2. ważniejsze- nie będę ryzykować zdrowia i życia dziecka! drugi raz bym tego nie wytrzymała chyba psychicznie...
....powodzenia w ogarnianiu smuteczków
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.