BezpiecznaCiaza112023

ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz

13 lata 1 dzień temu #264799 przez natmur11
tygrysica ja dlugo plakalam na samo wspomienie. Do dzis mi sie to zdarzy. Niemoc jest najgorsza. Najgorsze u nas jest to ze o reanimacji corci dowiedzialam sie ze zdjecia pierwszego gdzie obok lezy jeszcze ta rurka do intubacji:/ wtedy p mi wszystko powiedzial. Podziwiam go jak stal przerazony patrzyl na to co sie dzieje jednoczesnie trzymajac mnie za reke i mowiac ze wszystko bedzie dobrze;(
Ja dlugo tez wyrzucalam sobie ze to byla moja wina, ze nie potrafilam nawet urodzic swojego dziecka.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #266354 przez tygrysica
od wczoraj zaczynam popadać w depresje poporodową- ciąglę albo płaczę albo się gapię tępo w ścianę... ciągl;e myślę o porodzie i wynajduje kolejne "dziwne" objawy u Adasia. Za często patrzy w prawo samymi oczkami. Neurolog stwierdził, że trzeba to obserwować na razie...
Już nie daję rady...ciągle analizuje przebieg porodu i czasem dopada mnie wściekłość i najchętniej bym zażądała wyjaśnień dlaczego wybrano próżnociąg a nie cc...A do tego coraz gorzej idzie nam z karmieniem piersią- zaczął odpychać pierś i chce tylko butelkę, a ja nie mogę sie odważyć dawać mu tylko pierś, bo na kontroli pierwszej w szpitalu, kiedy był tylko na piersi, lekarka stwierdziła, że za bardzo schudł i grozi mu odwodnienie... I znowu mysle ciagle, że gdyby mu na Intensywnej Terapii nie dawali butelki to by lepiej było. Przeciez byłam na miejscu i mogłam przyvhodzić i nie musiałam dawać mu piersi ale są przeciez inne techniki nie zaburzające ssania brodawki...
Wesołych Świąt dziewczyny, spokojnych duchem i wolnych od wspomnień...

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #266809 przez tygrysica
już mi lepiej... przeszło- może święta pomogły..
Z Adasiem lepiej- już nie patrzy dziwnie w żadną stronę ;)
Dzisiaj pierwszy raz sie oglądałam i...myślałam, że będzie to gorzej wyglądać...

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #266812 przez sylwira1721
tez mnie dopadla depresja ale w szpitalu i wogole mojego T na oczy widziec nie chciałam ;/

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #266886 przez natmur11
tygrysico próżnociągu czy kleszczy używa się w sytuacji zagrożenia życia maluszka. Jak jest maluch w kanale rodnym to już nie można robić cesarki, tu się liczy czas przedewszystkim :dry: Ja jestem po kleszczach, w dodatku źle założyli je córci bo jedną łyżke miała na nosku i oku. Między noskiem a okiem ma wystającą chrząstke, ale nosek jest drożny. Ale najważniejsze że żyje. Z krzywym noskiem może żyć a my bez niej nie. Głowa do góry, zobadczysz że będzie dobrze. Za jakiś czas nie będzie to aż tak wyraźnie w pamięci zarysowane.

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #266976 przez ifka
tygrysico bardzo się ciesze,że już lepiej :kiss: :kiss: .Zobaczysz teraz bedzie już tylko lepiej każdego dnia-na wszystko trzeba czasu :kiss: .
Ja jak w 25 tyg. leżałam kolejny raz na podtrzymaniu to też załamanie przechodziłam(że po porodzie nie wspomnę) i mówiłam do siebie,że nawet własnego dziecka "donosić" nie potrafię...i,że coś ze mną nie tak...Ojjjj...kiepski to był czas,ale teraz nastały chwile kiedy mogę się cieszyc z tego jak Lenka juz samodzielnie stoi-słonko moje kochane :kiss: :kiss: .
Ściskamy cieplutko i przesyłamy pozytywną energię :) :) .


[/url]

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #267050 przez strutykot
Kochana Tygrysico! Nie przejmuj się tak. zapewniam Cie, że to żadna depresja. Tak sie dzieje i juz, nawet kobiety, które miały "lekki" poród przechodzą gorsze chwile. Powinnością neurologa jest tak na prawdę dmuchanie na zimne, więc muszą mówic nam więcej niz to wskazane, żebysmy póxniej nie miały do nich pretensji o zaniedbanie. mojemu Frankowi tez strasznie "latały" oczka, ale wszystko sie unormowało. Cieszyłam sie, że jest bardzo silny, bo mając pare tygodni czesto unosił główke, próbując trzymac ją na sztywno. Byłam dumna, że mam takiego siłacza, a neurolog kazał to obserwować, bo powiedział , że prawdopodobnie za szybko wyjeli malucha podczas cesarki i w wyniku szoku, napiął wszystkie mięśnie, a w szczególności mięśnie karku i moze byc problem. Dzieki bogu wszystko sime unormowało. Na wszystko potrzeba czasu. Powiem ci szczerze, że mój synek niemalże codziennie mnie zaskakuje nowymi "wybrykami", czasem mnie smieszy, ale w wiekszości przypadków napedza stracha. Tak juz jest z dziećmi. Ostatnio był bardzo marudny, bez przerwy płakał. |strasznie sie martwiłam, nic nikomu nie mówiłam, ale miałam najgorsze myśli. Okazało sie, że małemu zaczął kiełkowac pierwszy zabek. I co? a, taka wydawałoby sie cudowna matka tego nie zauwazyłam. to mój mąz zawołał mnie i powiedział Aga, Franek ma jakąś białą plamkę na dziąsełku. Przeraziłam się, bo wcześniej obficie się slinił, a przy wypisie ze szpitala powiedzieli nam, że jak dziecko się ślini to znaczy, że ma problemy z oddychaniem. Pięknie- wszystkie traumatyczne wspomnienia wróciły. pomyślałam, że nie da się uciec od tamtych wspomnień :9 One zawsze będą mi towarzyszyły. Najważniejsze, żeby nie wpadać w panikę. A co do karmienia maluszka. W szpitalu był karmiony sondą, a później butelką. Po powrocie do domu mieliśmy ogromny problem, aby mały przestawiła sie na pierś. Mąż poleciał do apteki i kupiła takie specjalne nakładki Aventu. Dużo nam pomogły, jak mały się porządnie przyssał, delikatnie odcvzepiałam nakładke i podawałam mu "mojego" cycka. troche to trwało zanim sie przyzwyczaił, ale dalismy rade. Od 3 miesiąca karmie go mm, poniewaz jak to określił lekarz- cięzkie przeżycia porodowe spowodowaly zanik pokarmu. Starałam sie jeszcze walczyc, ale nie udało się. Także głowa do góry :) Buziaki
Załączniki:

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #267597 przez Martynka__89
Mogę się do Was przyłączyć mój poród był jedną wielką traumą... (cytuje moją wypowiedź, którą wcześnie pisałam na forum)

...O 8 byliśmy już na IP wsadzili mnie na wózek i na porodówkę. Przydzielili nas do sali porodów rodzinnych, przyszła lekarka zbadała mnie. Rozwarcie na 1 palec, zrobili KTG i kazali chodzić. Miałam już dość, obok w sali kobieta strasznie się darła bałam się czy mnie też to spotka.Ale przy skurczach mąż mnie masował i oddychałam to bardzo mi pomagało. Rzadko ktoś do mnie zaglądał z personelu. Parę razy ktoś mnie zbadał, wody mi nie odchodziły więc przebili je. Dobrze że już miałam dość po pary godzinach, nawet nie wiem czym przebijali ale dopiero za drugim razem się powiodło. Skurcze stały się nie regularne więc dostałam zastrzyk, który nic nie dał. Podłączyli kroplówkę ale tętno dziecka słabło, więc szybko ją odłączyli. Po 12,5 godzinach porodu było na tyle źle że z trybem natychmiastowym podpisywałam papiery zabrali mnie na CC. Mąż się schował w sali obok i płakał jak dziecko, nie mógł być ze mną przy CC, nie wiedział co się dzieje ze mną ani dzieckiem. Dostałam znieczulenie(zewnątrz oponowe) położyłam się zamknęłam oczy nie chcą wiedzieć co się dzieje. Czułam tylko jak cała się ruszałam od "pracy" lekarzy, nie usłyszałam płaczu więc nie wiem kiedy wyciągnęli małego usłyszałam tylko 16:05. Podczas zszywania przynieśli mi Matiego ale tylko go pokazali i od razu zabrali... Mnie znów zawieźli na sale gdzie czekał mąż i była już inna kobieta po porodzie. T powiedział że było źle z Mateuszkiem nie oddychał,urodził się z zamartwicy, dostał mało punktów (4) i miał robiony masaż serca ... Długo byliśmy jeszcze w szpitalu, z tamtego czasu nie mam dobrych wspomnień gdyż rodzące są tam traktowane jak "bydło" nasze pierwsze chwile z Mateuszkiem nie były takimi jakimi bym bardzo chciała... Ale o tym się już potem nie myśli, nie da się tego wymazać z pamięci... Ale patrząc na mojego Brządca nikt nie wie ile musieliśmy przejść razem by żyć... Jest zdrowy,wesoły radosny i z przyjemnością oraz zapałem poznaje świat... Jednak niemalże do pół roku byliśmy pod obserwacjami różnych specjalistów, a do roku u neurologa.



Moja Kropeczka:(9.02.2015

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #271139 przez strutykot
Moje drogie- wszystkiego dobrego w nowym Roku, jak najmniej trosk, dużo uśmiechu i miłości!!!

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #271792 przez tygrysica
Wszystkiego co najlepsze! Radości, uśmiechów i zdrowia!

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu - 12 lata 11 miesiąc temu #280678 przez Ivy
Tygrysico, jak tam Twoje karmienie piersią? Mam nadzieję, że znalazłaś dobry sposób. Ostatecznie pierś nie jest przecież jedynym słusznym rozwiązaniem (teraz to juz wiem).

Ja poród akurat wspominam dość dobrze, jednak późniejszy czas był dla mnie bardzo trudny. Przede wszystkim właśnie przez karmienie. Uległam tej dziwnej presji, że dziecko, aby było zdrowe, musi dostawać mleko matki, a ja go miałam niewiele. Kuba również w szpitalu dostał butlę (bez mojej wiedzy :/ ), przez co później nie chciał już się tak wysilać przy piersi. Na domiar złego, jedna z pielęgniarek w szpitalu widząc, że Kuba denerwuje się przy mojej piersi stwierdziła, że "nieudolna matka" ze mnie... nie chcę nawet wspominać, jak się wtedy czułam...
Aby "wyrobić normę" z ilością pokarmu, siedziałam ponad 7 godzin na dobę z laktatorem (początkowo bywało nawet i dziesięć godzin), a po około trzech tygodniach Kuba pił już wyłącznie z butelki, bo przy piersi tylko krzyczał. Mleka wychodziło stale mniej niż było trzeba, a Kuba rósł i domagał się wciąż więcej. Czułam się jak maszyna do przewijania i produkowania mleka. Piersi miałam całe sine od odciągania mleka, którego nie było. Od początku Buś był na karmieniu mieszanym. Jako, że po sztucznym mleku lepiej spał, dostawał je na noc, a to co odciągałam w nocy z piersi starczało akurat na śniadanie, czasem na pół obiadu :/ . Uciągnęłam takim trybem przez cztery miesiące, ale po tym czasie byłam psychicznie zdezelowana. Ogarniało mnie poczucie ogromnej porażki, uprzedmiotowiłam siebie całkowicie, nie dawałam sobie prawa do podstawowych rzeczy, jak choćby pójście do toalety, gdy Kuba chociaż jęknął... Gdyby nie moja rodzina zrobiłabym sobie niezłe kuku w głowie.
Na dzień dzisiejszy myślę o tym w kategorii nauki. Teraz pewnie nie ciągnęłabym karmienia tak długo kosztem własnego zdrowia, a energię włożoną w "dojenie się" pewnie poświęciłabym na przytulanie...

Teraz nadrabiam. Nauczyłam się w końcu, że aby mój synek był szczęśliwy, ja sama również muszę być szczęśliwa. On czuje moje zmęczenie, czy smutek, nic się przed nim nie ukryje. Dlatego dbam o siebie. Dla NIEGO troszczę się o siebie. :) .

Buziaki dla Was :) :* :) .

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #280918 przez misia88
Ivy Twoja historia powinna być przestrogą dla przyszłych mam...

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 11 miesiąc temu #280972 przez tygrysica
Ivy- współczuję. I dziękuję za podzielenie się tym. Ja walczyłam 6 tygodni żeby przejść na karmienie tylko piersią i wreszcie sie udalo. Od jakichś 4 dni nie używam butelki, ale w związku z tym karmie średnio co 2 godziny- czasem nawet co godzinę. Raz się zdarzyło, że Adaś spał w nocy aż 5 godzin, a tak to w nocy co 2, max 3 godziny domaga sie karmienia. Na razie będę to ciągnąć póki mam siły licząc, że sie to unormuje jakoś i zacznie jeść rzadziej a więcej. pokarm mam- dzięki częstemu przystawianiu. Jeśli karmienie będzie łatwiejsze to spóbuję karmic do końca 5 miesiąca, a jak nie to myśle, że w marcu dam spokój. Przyznam szczerze, że nawet już będąc w ciąży myślałam,że nie będę karmic, bo mi się to po prostu nie podobało, ale po porodzie- pewnie przez ten cały sajgon- wkręciłam sobie, że muszę, a teraz po tylu wysiłkach żal przestać.
Oczywiście masz rację- to mam ma byc szczęśliwa wtedy dziecko też jest, a dzisiejsze mieszanki są tak przygotowane, że nie brak w nich niczego co dziecku potrzebne. A bliskość można budować tuląc :)

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 10 miesiąc temu #287488 przez lilian355
ja też jeszcze raz podzielę się swoimi przeżyciami podczas porodu... :) ogólnie sam poród nie był ciężki i obyło się bez komplikacji, ale za nim zaczęłam rodzić to praktycznie 3 dni zmagałam się ze skurczami... a zaczęło się wszytko tak:

wg mojego lekarza termin porodu przypadał na 29 grudnia... no i minął termin i nic... w końcu 4 stycznia (sroda) poszłam do swojego lekarza i też nic... dostałam skierowanie do szpitala, gdzie udałam się na drugi dzień. Tam mnie zbadano i uznano, ze będę mieć wywoływany poród. W piątek od rana zrobiono mi lewatywę ( nie bylo tak źle, jak to niektórzy opowiadają) a potem podano kroplówkę z oksytocyną. Nie pamiętam dokładnie ale jakoś po dwóch godzinach zaczęłam mieć skurcze w dole brzucha, takie jak na okres tyle, ze nieco silniejsze... i tak sobie spędziłam kilka godzin, po czym potem mnie odłączyli od tej kroplówki i skurcze zaczęly ustwać... tak mi się przynajmniej wydawało, bo pojawialy się w dluższych odstępach czasowych, ale w nocy one się nasilily i występowały regularnie i częściej... rano znowu ustępowaly choć towarzyszyły przez cały dzień. W sobotę nie dawali mi kroplówki. uznano, ze ten dzień ma sobie pomału wszystko "dojrzewać" (jak to określił ordynator) i dopiero w niedzielę dostanę druga kroplówkę. No i z soboty na niedzielę znów zmagałam się z okropnym bólem w podbrzuszu... najwygodniej było mi na leżąco i to na boku, inaczej nie potrafilam ścierpiec tego bólu. W niedzielę rano mialam już totalnego doła, co ktoś do mnie zadzwonił to chcialo mi się ryczeć, bo ciągle słyszałam jak co chwila rodziła jakaś kobieta i strasznie każdej z nich tego zazdrościłam. Byłam nawet gotowa dać się pociąć... miałam juz po prostu dość tego czekania. W końcu o godz. 10.00 zabrali mnie na salę porodową i tam podłaczyli kroplówkę. No i nie minęlo 5 min jak skurcze znów się nasiliły i byly regularne w dodatku miałam wrażenie, ze występuja co minutę. Od tego momentu męczyłam się nie cale 5 godzin... w tym dwa razy podwano mi znieczulenie, które moze nie łagodziło bólu ale zmniejszyło czestotliwośc odczuwanych skurczy... dzięki temu jakoś przetrwałam to wszystko choć po znieczuleniu chcialo mi się strasznie spać... i tak sobie potem krążyłam z piłki na kibelek, bo z bólu miałam wrażenie ze się posikam... rozwarcie też szlo w mega szybkim tempie. Rano za nim zabrano mnie na sale porodową miałam już 2 cm rozwarcia, więc te wczesniejsze skurcze w koncu coś dały no i czop zaczął pożądnie odchodzić. No i kiedy już zostalo mi się 2 cm do calkowitego rozwarcia polożna kazała mi jeszcze usiąśc na piłce albo na kibelku ale z szeroko rozlożżonymi nogami... wybrałam tą druga opcje... tyle że tam już nie miałam skurczy w podbrzuszu i kręgosłupie, tylko już czulam jak główka mi napiera i miałam wrażenie ze mnie rozerwie.... ale połozna do mnie, żebym przeczekała parę tych skurczy. Ale ja do siebie mówie, jakich skurczy jak ja czuje parcie a nie skurcze. Przetrwałam, może trzy takie "parcia" i zaczęłam wołac położną, że ja za chwilę tu urodzę. No i kiedy polozyłam sie już na fotelu to okazalo się, ze pięknie poszły te 2 cm no i zaczeto mnie szykowac do porodu. Najlepsze w tym wszystkim było to, ze skurcze ledwo czułam i musiałam się na nich skupić, zeby wiedzieć kiedy przeć... nawet na parciu nie moglam się skupić z tego wszystkiego... nogi mi się trzesły jak galareta hehe i w ogóle dziwne uczucie kiedy się prze i czuje, że tam na dole coś chce wyjść :) krzyczeć w ogóle nie krzyczalam, myślę, że dzielnie zniosłam i skurcze i sam poród. Jedynie krzykłam "aua", kiedy zostałam nacieta. Niby to bylo takie uszczypnięcie, ale jednak odczułam to hehe. Niesamowite bylo to, jak w koncu wyskoczyła ta główka, a potem reszta :) Zszywanie krocza nie było bolesne, wszystko odbyło się przy znieczuleniu. Nawet potem nic nie bolało :) A tak się obawiałam jak to bedzie kiedy trzeba będzie wstać albo usiąść czy też iśc siku. Ogólnie to za nim trafiłam do szpitala to przez połowe ciąży miałam koszmarne myśli na temat porodu i personelu. Z porodem to ciągle się modlilam żeby obylo się bez żadnych komplikacji, a co do persolnelu to się nasłuchałam że potrafią być niemili i w ogóle, a tak naprawdę, okazalo się że mialam naprawdę bardzo dobrą opiekę. No i chciałam, zeby przy porodzie byl ze mną mąż, też ze względu na to jak będę mnie tam traktować. Ale kiedy wszystko sie zaczęlo to juz o tym nie myslałam, i tak szczerze mówiąc to nawet nie żaluję ze go nie bylo :) Bylam naprawdę pod dobrą opieką, nikt niczego złego nie powiedział, ani żadnych glupich odzywek, bylam naprawdę należycie traktowana. No i tak oto 8 stycznia (niedziela) o godz. 14.50 na świat przyszła Maja :)

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

12 lata 9 miesiąc temu #325487 przez tygrysica
Nie wiem jak Wy, ale ja ciagle miewam takie zawiechy , szczególnie w nocy. nagle zaczynam mysleć o porodzie i od nowa go przeżywać ze wszystkimi "a gdyby"...
dzisiaj idę z kumpelą (też po ciężkim porodzie) sie uchlać na miasto :lol: może to pomoże...
i juz nie karmie piersia, jednak to było zaburzone od samego poczatku i chyba nie umiał dobrze ssać... na koniec mialam wiszenie na piersi przez 5 godzin non stop i ryk jak tylko odkładałam, a do tgeo poteżne zastoje z czerwonymi plamami i poczatkiem zapalenia...dałam spokój i... to było najlepsze co mogłam zrobic! Dziecko szczęśliwe i rzadko płacze, ja bez stresu i w ogóle duuzo lepje. Całe to napiecie ze mnie zeszło i po paru dniach przeżywania przeszło mi i teraz wkurzam się na całą nagonkę meialna, żeby karmic piersia i że jak któraś nie chce to jest wyrodna matką :angry: Bzdura! czy Was kiedykolwiek obchodziło czy Was mamy piersia karmiły?
a co do tych "wspominoz" to kumpela po "łatwiejszym" porodzie mówi, że każdej wraca nawet i rok po i trzeba po prostu zapomnieć...
A ja powiem Wam, że zupelnie zapomnialam ból i wręcz bym była skłonna rodzic nastepne naturalnie gdyby nie:
1. zapamiętałam kilka porównań bólu (np. ręka na rozgrzanej patelni, ale nie mozna jej zabrac, rozszczepienie kości śródręcza na 8-10 cm) i że sobie obiecałam, że nigdy więcej
2. ważniejsze- nie będę ryzykować zdrowia i życia dziecka! drugi raz bym tego nie wytrzymała chyba psychicznie...
....powodzenia w ogarnianiu smuteczków

Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.

Moderatorzy: kasiorailonanatmur11
Reklama

Bestsellery

  • Koszulka Regularna mama

    Regularna mama

  • Koszulka Brioko baby

    Brioko Baby

  • Dzienniczek ciąży

    Dzienniczek ciąży

  • Dzienniczek żywienia dziecka

    Dzienniczek żywienia

  • Dzienniczek żywienia maluszka

    Dzienniczek żywienia

Reklama

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2007-2024 ZapytajPolozna.pl