- Posty: 467
- Otrzymane podziękowania: 0
- /
- /
- /
- /
- ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
- hasia_86
- Wylogowany
- budujemy zdania
- 7.06.2011 - rodzinka w komplecie
Michał urodził sie 7 czerwca 2011 roku, po tym jak na usg stwierdzono że już jest za mało wód sam poród trwał 10 godzin i 10 minut i był indukowany, ból był oczywiście straszny i nie do zniesienia, ale jakoś przeszło, do dziś najbardziej żałuje tego że czytając wcześniej rożne opisy porodu miałam wyobrażenie o cudownych chwilach zaraz po, z maluszkiem na brzuchu który próbuje nieudolnie dobrać się do piersi, ja nic takiego nie przeżyłam, małego położyli na mnie dosłownie na sekundę, tata przeciął pępowinę i szybko go zabrali, był cały fioletowy i ja do dziś nie pamiętam jego pierwszego płaczu, w zamian za dzidziusia dostałam na brzuch lód, bo macica nie chciała się kurczyć, potem wiem że lekarka mnie zszywała, a małego trzymał tata, a mi zrobiło się ciemno ... potem mnóstwo lekarzy, położna uderzyła mnie w twarz i krzyczała żebym nie zasypiała, gadały coś o krwotoku, przypinały mi kroplówki, nie wiem nawet już ile ich było ale na jednym stojaku się nie zmieściły, i tak przerażony tatuś to wszystko widział trzymając małego na rękach, więc bez zastanowienia zgodził się żeby małego oddać na noworodki a mu lekarka kazała iść do domu i się wyspać, ja zostałam na całą noc na porodówce - wtedy o tym jakoś nie myślałam, ale teraz mam żal sama do siebie że mały całą noc spędził sam, drugą też, bo w dzień przetaczali mi krew i nie byłam w stanie zająć się małym. W szpitalu od porodu spędziliśmy 11 dni, mały nie chciał jeść, oczywiście żółtaczka, a jak już wszystko się wydawało ok, okazało się że mały nie rusza ręką, że obojczyk pęknięty, czy połamany, każdy mówił co innego, a najgorsze to była już 8 doba, czemu tego nikt nie zobaczył wcześniej, obojczyk uszkodzony był przy porodzie a potem codziennie oglądał Michałka pediatra i nic nie zauważył nałożyli mu potem siateczkę taką ciasną na to małe ciałko, i przepraszam za porównanie, ale wyglądał jak szynka w tej siateczce ;( potem oczywiście jeździliśmy po chirurgach i ortopedach, dziś całe szczęście wszystko jest ok
a co do karmienia - Michałek jak już pisałam 2 pierwsze doby beze mnie, czyli na mleku modyfikowanym, 3 doba na wieczór przychodzi obchód położnych i pytają czy wszystko ok, czy mamy dają radę i takie tam, a ja się zapytałam czy gdyby mi nie chciał jeść czy podadzą mu mleko, a położna do mnie z takim tekstem "a jak pójdzie pani do domu to też będzie do nas po mleko przychodzić?" poczułam się strasznie, jak jakaś idiotka, a przecież to nie była moja wina że nie mogłam go karmić od początku, a chyba wszyscy wiedzą że jak dziecko zasmakuje butli to już nie bardzo chce cyca ...
Adasiowi życzymy dużo zdrówka, niech się rozwija i oby już nie było żadnych ale, a Tobie powodzenia i więcej radości z macierzyństwa niż do tej pory
pozostałym mamom z przeżyciami oczywiście też
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Adas sie baardzo ładnie rozwija więc obaw juz tylu nie mam. Słyszałam cos o badaniach/testach po roku- musze spytac pediatre. Ponoc wykluczaja zupełnie powikłania po niedotlenieniu...
A z tymi pielegniarkami od krytykowania karmienia to mnie aż sie siekiera w kieszeni otwiera! Dobrze, że w moim szpitalu wspierały każdy rodzaj karmienia i nie kładły nacisku na karmienie piersia. A mleko było dostepne w kazdej chwili, już gotowe i nie trzeba było prosić...Chociaż może jakby bardziej im zależało na karmieniu dzieci piersia to by mi zaproponowano inny karmienia zasteoczego to potem by mniej problemów było i dalej bym karmiła...teraz to juz nie wazne...przynajmniej napic sie i zapalic mogę
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- aanaa
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 41
- Otrzymane podziękowania: 0
Przeżyłam okropność nie mogąc później chodzić ani siadać przez 3 tygodnie.. Ale dałam radę i dałabym jeszcze raz i jeszcze raz
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- nikita
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Dziś wiem życie cudem jest
- Posty: 1810
- Otrzymane podziękowania: 0
Mój poród przeszedł szybko bo 3.40 i bezproblemowo ale bolało jak jasna cholera
Życzę wam i szkrabom zdrówka
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- dominika1981
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 10
- Otrzymane podziękowania: 0
Byłam już w szpitalu, bo termin minął i tato stwierdził, ze zawału dostanie jak zacznę rodzić w domu. Najlepsze było to jak trafiłam na porodówkę no i lekarz ogólnie stwierdził, ze nie ma żadnej akcji porodowej więc ponieważ było to ok 23 zostałam w sali przy rodzących. Mimo, ze w pokoju na przeciwko to mimo to całą noc przepłakałam słysząc wrzask i płacz kobiet.
Rano przyszedł mąż i też sie nasłuchał stojąc na korytarzu, oboje płakaliśmy, obawiając się tego bólu.
po obchodzie wysłano mnie na patologię bo stwierdzili, ze nie ma skurczy i nie ma porodu. Poszłam, tam odespałam, zaczęłam też strasznie płakać z bezsilności i stresu. Uspokoiłam sie a kiedy już obudziłam sie w sali były dziewczyny i szybko nawiązałam z nimi dobry kontakt. To był czwartek, w piątek też skurczy nie było. Stwierdziłam , ze chyba tak szybko nie urodzę wiec łaziłam po korytarzu godzinami. Przyszła sobota a ja zadzwoniłam do swojego ginka i powiedziałam mu, ze jeśli nie urodzę do poniedziałku to chcę cesarkę. Śmiał sie tylko i zapewniał, ze wszystko bedzie ok. No to ja poszłam sobie uprać bieliznę, umyłam włosy, wykąpałam sie a mąż poszedł zrobić obiadek. Miał być po 14. Porządnie sie rozpakowałam i wyluzoawałam z nadzieją , ze jeszcze posiedzę w szpitalu. Porozmawiałam sobie z koleżanką obok i jakoś spać mi sie zachciało, położyłam sie a tu nagle łup. Poczułam jakby małe ze dwa razy kopnęło i zaraz wypłynęły wody. Ja w szoku, ze to już, poleciałam do pielęgniarki, pod prysznic, a to lało się mnie. Co ja kroka to i kałuża. A pielęgniarka zaraz, zobaczymy... Sprawdziła i mówi pani rodzi , prosze sie pakować i na porodówkę. A ja zaczełam sie cała trząść, telepało mną dosłownie. Wszystko pakuję do torby dzwonię po męża. Okazało sie, ze już był pod szpitalem , mówie mu rodzę to on ze stresu wszystkiego zapomniał, jedzenia odpowiedniej torby. Chyba bardziej był w stresie niż ja.
Na porodówce mieliśmy swoją położną- wykupioną. Była miła, i cały czas przy nas. Doradzała, sprawdzała. Ja mówiłam tylko, ze chcę szybko urodzić. Chodziłam na szkołe rodzenia i tam odradzano znieczulenie , byłam pewna , ze go nie przyjmę. Gdy zaczęłam mieć skurcze co 2 minuty myślała, ze rozerwie mnie, nic nie pomagało, prysznice i masaże. Jedyne co to wbijanie własnych kościstych rąk w miejsce bólu. Położna spojrzała na mnie i pyta, chce pani to znieczulenie? Da pani radę bez niego? Dała nam czas na zastanowienie, wyjasniła, odpowiedziała na moje pytania i w sumie przekonała mnie ona a jeszcze bardziej nasilający sie ból nie do zniesienia. Przyszedł lekarz dał znieczulenie i było już ok. Fakt bolało jeszcze nie powiem, ze nic nie czułam ale tamto można znieść. No i... już pora rodzić. Ponieważ poród szybko przebiegał a znieczulenie jeszcze działało słabo czułam skurcze. Dzieciątko zaczęło sie przyduszać, puls słabł. Pielęgniarka natychmiast zareagowała. Najpierw z drugą chciały mi pomóc i cisnęły brzuch. Nic z tego, ja nie miałam siły. W końcu zawołała lekarza, który stwierdził, ze konieczny próżno-ciąg. Bałam sie strasznie ale wiedziałam i modliłam sie by to wszystko dobrze sie skończyło. Udało sie malutka wyszła. Dostała 9 pkt za chwilkę 10. Nałykała sie płynu i przez dobę wymiotowała tym płynem no i wywichnięty miała obojczyk. Na szczęście obojczyk szybko sie zrósł, co prawda po wyjściu ze szpitala a siedziałam w nim po porodzie jeszcze 4 dni od razu odwiedziliśmy specjalistów a to ortopede a to usg główki bo miała krwiaczka. Na szczęście wszystko jest ok ale ja mocno w to wierzyłam.
Miałam malutko pokarmu a bardzo chciałam ją karmić, do dzisiaj marzę o karmieniu. Na początku mała tylko spała, była okropnym śpiochem, Doktorka wrzeszczała że co ja jestem za matka, ze kobiety są stworzone by karmić, no i tak popadłam w deprechę. Ponieważ byłam strasznie ponacinana to tyłek goił mi sie ze 2 miesiace, siedzieć ani leżeć nie mogłam. Dziecko płakało ja płakałam, Maż już miał dosyć. Dawaliśmy z butli a ja ściągałam ile mogłam przez 4 i pół miesiąca. Karmienie jest piękne ale nie ukrywajmy butla i sztuczne mleko moim zdaniem wygodniejsze. I dziecko śpi zadowolone, i dłuzej nasycone. Ja mimo swojego mleczka i dokarmiania zawsze na noc i w nocy dawałam sztuczne i mała szybko przesypiała mi całe noce bez budzenia sie.
Chodziliśmy z małą na USG, malutka super sie rozwija i na szczęście wszystko skończyło sie ok.
A ja myślę i chciałabym kolejne dziecko. Codziennie sie modlę o zdrowe. Jeśli Stwórca da to będzie. Jesli chodzi o kolejny poród zastanawiam się, czy nie cc. Ja mam problemy z sercem, szmery, niedomykalność zastawki i to spowodowało, ze miałam problemy z parciem, wypchnieciem dziecka. Lekarz mówi, ze drugi poród jest łatwiejszy ale czy ja będę miała siłę aż tak ryzykować. Obawiam sie, ze nie dam rady bez pomocy lekarza. Mój kardiolog uprzedził mnie , ze zazwyczaj tak sie kończą porody, że trzeba pomagać.
Boję sie tylko tego po cc, W szpitalu widziałam dziewczyny ze na 2 dzień chodza przy dziecku.
Powiem wam , że dla mnie najważniejsze jest zdrowie dziecka.
A ostatnio w filmie o porodach słyszałam jak lekarz powiedział, ze próżnociag jest lepszy dla matki a gorszy dla dziecka a kleszcze lepsze dla dziecka a gorsze dla matki.
Trochę sie rozpisałam.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- iwonaryki
- Wylogowany
- pierwsze słowa
- .. Twoja obecność , warunkiem mojego szczęścia..
- Posty: 118
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- dominika1981
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 10
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- iwonaryki
- Wylogowany
- pierwsze słowa
- .. Twoja obecność , warunkiem mojego szczęścia..
- Posty: 118
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Agusiak
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Paulinka i Dorotka nasze Skarby :)
- Posty: 5212
- Otrzymane podziękowania: 0
Normalnie odstrzelić takie babsko!!!!!Miałam malutko pokarmu a bardzo chciałam ją karmić, do dzisiaj marzę o karmieniu. Na początku mała tylko spała, była okropnym śpiochem, Doktorka wrzeszczała że co ja jestem za matka, ze kobiety są stworzone by karmić, no i tak popadłam w deprechę.
Ja w szpitalu miałam super, ale jedna trafiła się taka paniusia terrorystka laktacyjna, coś się czepiała bo moja córka w ogóle nie chciała piersi ssać, to jej "kulturalnie odpowiedziałam" i na drugi raz była milutka.One nam żadnej łaski nie robią, to jest w końcu ich praca że mają się nami zajmować i same ją sobie wybrały Ale pamiętam że wszystkie mamy na oddziale przez to babsko płakały. Przed Polskimi szpitalami jeszcze daleka droga żeby kobiety mogły "rodzić po ludzku"
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- iwonaryki
- Wylogowany
- pierwsze słowa
- .. Twoja obecność , warunkiem mojego szczęścia..
- Posty: 118
- Otrzymane podziękowania: 0
dominika1981 napisał:
Normalnie odstrzelić takie babsko!!!!!Miałam malutko pokarmu a bardzo chciałam ją karmić, do dzisiaj marzę o karmieniu. Na początku mała tylko spała, była okropnym śpiochem, Doktorka wrzeszczała że co ja jestem za matka, ze kobiety są stworzone by karmić, no i tak popadłam w deprechę.
Ja w szpitalu miałam super, ale jedna trafiła się taka paniusia terrorystka laktacyjna, coś się czepiała bo moja córka w ogóle nie chciała piersi ssać, to jej "kulturalnie odpowiedziałam" i na drugi raz była milutka.One nam żadnej łaski nie robią, to jest w końcu ich praca że mają się nami zajmować i same ją sobie wybrały Ale pamiętam że wszystkie mamy na oddziale przez to babsko płakały. Przed Polskimi szpitalami jeszcze daleka droga żeby kobiety mogły "rodzić po ludzku"
Ja jak urodziłam Gabrysię i ze mną leżała taka jedna kobietka i też miała mało pokarmu to nikt tam na nią nie krzyczał tylko tam Pani położna dała jej strzykawkę taką dużą aby trochę sobie odciągnęła i jak co poleci to aby swojemu synkowi dawała jednak on nie za bardzo mógł daną tam brodawkę uchwycić i karmili go sztucznym
Ja to bym jeszcze daną tam położną opitoliła że tak się do mnie wyraziła , i doniosła jeszcze do ordynatora to zaraz by jej mina zrzędła
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Ja przestałam karmic po 2,5 msca i wtedy synek przestał płakać...bo wreszcie nie był głodny. Ja mam dośc tego terroryzmu laktacyjnego.
A próżnociągu się bałam strasznie, bo mój kolega urodzony w ten sposób ma padaczkę właśnie przez to...
Ale najważniejsze, że Adaś jest zdrowy i super sie rozwija- ma teraz 7,5 msc'a i sam wstaje, a ostatnio zaczął mówić "ampa" jak widzi lampę ;D
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- dominika1981
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 10
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Drobna
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 2
- Otrzymane podziękowania: 0
Ciąża przebiegała książkowo. No moze w 9 miesiacu zaczęłam nadprogramowo puchnąć, ale badania krwi nie wskazywały zatrucia ciążowego.
W skórczach chodziłam 3 dni, były nieprzerwane, ale nieregularne jak na angielską służbe zdrowia...Do szpitala mogłam jechać dopiero gdy będą co 3 minuty przez około godzine. Raz nawet chciałam ich oszukać, ale jak na złość podczas wizyty przeciągnęły sie co 10-12 minut, wiec zrobili kolejny masaż (auuuuuuć!!!) i odesłali...
Dzień przed porodem miałam usg, dziecko waży 4.1kg a granica błędu to +/- 0.6kg. W ogóle ich to nie zmartwiło...
Mąż i mama przeciągneli mnie na dłuuugi spacer, na którym miałam już skórcze co 3 minuty, niestety wystarczyło, ze usiadłam na chwile i już co 8- 10 minut... Padałam z sił... 29 lipca około godziny 18stej poddałam sie... krzyczałam z bólu, skórcze nadal nieregularne, padłam w sypialni na łóżku i popłakałam sie... Nie dam rady. Dziecię pomóż mi, błagałam w myślach.
Godzine później jechaliśmy na porodówke, skórcze co 3 minuty, regularne! Całą droge (20 minut samochodem) darłam sie wniebogłosy, ale miałam uśmiech na twarzy, ze w końcu to sie skończy. W windzie szpitalnej zaczęły mi odchodzić wody...Szliśmy ostatnim korytarzem a mi leciało po nogach...Potem dali mi pokój, mąż i mama byli ze mną. Pierwsze badanie - 4cm rozwarcia! Pokazali jak wdychać gaz znieczulający (chyba ogłupiający!nie miałam po nim siły krzyczeć) Po godzinie 6 cm! Wołałam o zzo, ale mówili, ze zbyt dobrze mi idzie a znieczulenie spowolni wszystko. Dostałam zastrzyk z petidiną, odpoczęłam około godziny...
Potem już było 9cm i zaoferowali mi zmiane pokoju, bo w pokoju obok była wanna do rodzenia. Co mi tam, spróbuje. W tej wannie dostałam partych, była 2 nad ranem. Były słabe i baaardzo rzadkie, myślałam, ze to sie zmieni... Nie zmieniło... Mój synek utknął ok 3 cm od 'wyjścia' po 2 godzinach konsultacja z Panią ginekolog, decyzja- próbować dalej, jesli nie to o 6stej przyjdzie i pomoze mi 'czapą'. Położne wyciągnęły mnie z wanny, bo skórcze nadal zbyt nieregularne. Zaczęły sie akrobacje na łóżku. Wiedziałam, ze nie dam rady, on sie wcale nie przesuwał...Kroplówka...Ciagłe przyspieszanie kroplówki...Skórcze słabe i rzadkie. Przed 6 przyszła ginekolog, zaczela rozkładać zabawki...Byłam przerażona. Unieśli mi nogi, pozakładali tyle zielonych 'firan', ze widziałam tylko głowe pani doktor. Po jednej stronie stał mąż, po drugiej mama i położna, która ciągle głaskała mi brzuch by wywołać skórcze...kroplówka leciała strumieniem... zaczęły sie nerwy. Zamontowała 'czape' i czekaliśmy na skórcz. Przyszedł, za słaby... Kolejne minuty jak godziny lecą, lekarka nie dowierza, ze kroplówka nie działa...Położna nadal mnie masuje i nic... Jestem przerazona... Skórcz! Daje z siebie wszystko! Ona ciągnie - jest główka!!! Mąż przerażony...nigdy nie widziałam jego twarzy w takim przerażeniu. Teraz musi przyjsc kolejny skorcz, musi! Nie idzie... Polozna masuje brzuch, lekarka patrzy mi tak gleboko w oczy jakby czytala mi w myslach. Czas dla mnie stanął w miejscu. Nagle podgłośnili maszyne monitorującą tętno dziecka - moje serce stanęło w miejscu, pokój wypełniło walenie serca mojego synka, tak szybkie, ze nie da sie tego opisać!!!! Zaczęłam przeć bez skórczy! Krzyczałam i parłam, w miedzy czasie pojawil sie jakis słaby skórcz a ja pchałam jak szalona z krzykiem przerażenia o moje maleństwo!!! Ona ciągnęła!!! Wyszedł... i cisza... Polozyli go do inkubatorka i zaczeli pomagac oddychac... Nadal cisza... Widzialam tylko Jego profil. Mąż nawet nie patrzał, patrzał na mnie i czekał. W mojej głowie minęła godzina, w końcu 4 osoby kręcące sie wokół małego zaczęły sie śmiać, ze jest leniwy i nie mam sie martwic. Usłyszałam kwilenie... Całe szczęście...
W pokoju było chyba z 12 osób. Nie wiem skąd się wzięły. Tak samo jak nie pamietałam, ze lekarka była czarnoskóra.
Rzucają Małego na wage - 4,5kg...
Gdzieś tam w miedzy czasie dostałam zastrzyk, po którym łożysko miało samo wypaść...Nie wypadło. Parłam...nic. Urwało się? Nie pamiętam. Kolejna kroplówka i dali mi 20 minut. Dalej nie chciało wyleźć... Przyszla ta sama ginekolog z papierami do podpisania, bede miala zabieg pod znieczuleniem niecałkowitym. Odjezdzalam. Podlozyli mi nerke i czulam jak cieknie ze mnie krew. Przyszedl anestezjolog, wyglosil przemowienie, poszedl. Mama chodzila z moim malenstwem na rekach, pokazywala mi Go, nie mialam sily, by wziac go w ramiona... Zabrali mnie na zabieg. Jak na filmach jechalam korytarzem, swiatla nad glową, podali igłe w krzyz, nie bolało, potem spadające na łeb ciśnienie, gonitwa w poszukiwaniu żył... ciągłe kłucia, cyrk.Ja odjezdzalam...wybudzałam sie, całkowite wyczerpanie. Lekarka znowu miedzy moimi nogami, wyszarpała/wygrzebała ze mnie wszystko co zostało, policzyła dokładnie, wszystkie kawałki w komplecie, koniec. Anestezjologowi nie podoba sie mój stan, wiec trafiam w pomieszczenie, gdzie zakładaja mi trzy kroplowki,monitoruja moje cisnienie, ja odjezdzam co chwile. Widze tylko miłą położną, która powiedziała, ze teraz to ona sie mną zajmie, że kazała mężowi i mamie isc do domu, ale czekają by sie ze mną zobaczyc i pójdą do domu odpocząć. Wracam do pokoju, nie czuje połowy ciała. Mąż mnie całuje, mama też. Położna wygania ich do domu, mowi, ze zaopiekuje sie mną i malutkim, wychodzą...Malutki lezy w lozeczku obok mojego.Śpi..Jest taki duży i silny, zuch chłopak, odjeżdzam...
Po transfuzji krwi, antybiotykach i dwóch dobach w szpitalu uprosiłam powrót do domu i tam dopiero doszłam do siebie. Mąż bardzo chce kolejnego dziecka, ja tez chciałam...
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- natmur11
- Wylogowany
- Moderator
- Posty: 1621
- Otrzymane podziękowania: 1
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.