- /
- /
- /
- /
- ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
ciężki poród- dla chcących się wygadać...nie wskaz
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Chciałam się podzielić historią swojego porodu, bo czuję się niemal oszukana wizją cudownego przeżycia serwowaną ze wszystkich stron ciężarnym...
Wiem, że wiele kobiet mile wspomina swój poród sn, ale w moim przypadku nic miłego się nie wydarzyło poza urodzeniem mojego najukochańszego synka...
Nie mam zamiaru tez nikogo odwodzić od decyzji o porodzie sn, ale ja już nigdy w życiu się nie zdecyduje na takowy i następne dziecko chcę urodzić cc.
A było tak...
Ciążę zniosłam całkiem nieźle- nic mi specjalnie nie dokuczało. Z poważniejszych rzeczy to koło 27 tc zaczęłam mieć skurcze i ból w dole brzucha, przez co wylądowałam na L4 z przykazaniem odpoczynku. Po paru dniach leżenia wpadłam w wir zakupów internetowych i trafiłam na to forum. Sielanka trwała do 38 tc. Poród zaczął się w dniu 37+2- według mnie to już 38 tydzień więc byłam spokojna, że w razie czego dziecko jest donoszone. Tymczasem lekarze liczą skończone tygodnie i termin ten został uznany jako 37 tc i Adaś od tej pory został wcześniakiem. Czasem myślę, że może trzeba było jechać do lekarza jak tylko zaczął mi odchodzić czop (w 37+0), ale koleżankom odchodził nawet 2 tygodnie. Poza tym wiem, że tylko zrobiliby mi ktg i odesłali do domu...
30 listopada o 19.15 odeszły mi wody z głośnym chlup. Z lekkim podenerwowaniem ale i radością zaczęłam się zbierać do szpitala. Wody były przezroczyste i bez zapachu więc się nie spieszyliśmy zbytnio. Miałam się jeszcze wykąpać, ale stwierdziłam, że jak i tak będę pod prysznicem pewnie pare razy to wtedy sie wykąpie.
Na oddział przyjęto nas koło 21.00. Dostaliśmy swoją salę rodzinną przylegającą do porodowej. Było 1,5-2 cm rozwarcia. Skurcze przypominały wtedy te przy okresie i nawet się śmiałam, że jak tak ma boleć lub nawet trochę mocniej to wytrzymam (mialam kiedyś przez 4 lata problemy z żołądkiem przez nietrawienie tabletek antykoncepcyjnych i wtedy w trakcie okresu miewałam bóle od których mdlałam). Myślałam, że mam wyższy próg bólu. Włączyłam nawet TV- akurat szło Top Model
Koło 22.00 ból stał sie nieznośny. położna zaproponowała żebym weszła pod prysznic i trochę pochodziła (rozwarcie nadal takie samo). Próbowałam, ale jak tylko sie ruszyłam ból narastał, a pod prysznicem sie po prostu siedząc nie zmieściłam- jestem wysoka i kolana wystawały za kabinę- więc dodatkowo było mi po prostu zimno. Pod prysznicem zaczęły się też te najgorsze (IMO) bóle- oczy mi wywracało i byłam biała jak kafelki. Bałam się, że zemdleje. Wróciłam do łóżka. Tylko leżąc było mi ciut lepiej. Dano mi dożylnie coś przeciwbólowego, ale na zewnątrzoponowe było za wcześnie. Od tej pory czas mi zawirował (tak jak mojemu mężowi) więc podaję go jedynie przypuszczając że taki był. Zaczęłam histeryzować, bo za każdym razem wiedziałam, że zaraz zacznie się znowu- skurcze miałam co 2 minuty a rozwarcie stało w miejscu- pewnie przez to leżenie bo sie cała spięłam. Położna przywiozła gaz rozweselający i to mi nawet pomogło, bo przynajmniej nie myślałam o nadchodzącym skurczu i wróciło mi nawet poczucie humoru. Wiem, że się te bóle zapomina (ja go fizycznie tez już nie pamiętam), ale w trakcie tworzyłam specjalnie porównania, żeby nie zapomnieć- żeby już nigdy sobie tego nie zaserwować. Prosiłam o cc, ale zostałam zignorowana- "na tym etapie wszystkie o to proszą", "nie robimy cc na życzenie". Miałam złe przeczucia- prosiłam, błagałam- mówiłam, że zapłacę. Nic to nie dało... Przy każdym skurczu krzyczałam (potem się śmiałam, że pewnie mnie pół miasta słyszało)...
Około pewnie 1.00 rozwarcie nagle przyspieszyło- 4 cm. Położna poszła po anestezjolog. Zanim wróciły doszło do 6-7cm i zaczęto mnie namawiać żebym w ogóle znieczulenia nie brała, bo zaraz będzie po wszystkim. Z relacji późniejszych wiem, że wyglądało to na łatwy i szybki poród. Nie odpuściłam- bałam się bólu przy parciu i szyciu. Miałam już parte- krzyczałam, że muszę przeć.
Miałam igłę w kręgosłupie w trakcie partego skurczu, ale wytrzymałam bez ruchu. Potem przenieśliśmy się do sali porodowej. Mój mąż wcześniej nie wiedział czy chce być przy całym porodzie, ale widząc mnie w trakcie pierwszej fazy zdecydował, że absolutnie nie wchodzi na salę porodową. I dobrze, bo to był koszmar a cała sala była w krwi.
Wrzeszczałam jak opętana. Położna cały czas sprawdzała tętno dziecka i pomagała mi krzycząc kiedy przeć i w którym kierunku. Poród nie postępował.
W pewnym momencie zawołała cos o tętnie dziecka i nagle w sali zrobilo się pełno od lekarzy i pielęgniarek. Usłyszałam tylko coś o próżnociągu i chwilę potem poczułam nóż aż na pośladku (jeszcze szramy nie oglądałam, ale sięda do pośladka). To akurat nie bolało, poza tym byłam w totalnym szoku. Zobaczyłam niebieski kapturek a potem lekarz nacisnął bardzo mocno na mój brzuch i ktoś kazał mi mocno przeć. 2 parcia i niemal rzucono mi bezbronne ciałko na piersi. Tyłem, tak że widziałam tylko biało siną pupcie. Po paru sekundach (nie zdążyłam go nawet przytulić), w trakcie których przecięto pępowinę, zabrano go na sąsiedni stół gdzie lekarz włożył mu rurke do buzi i wysysal plyn. Adaś ruszał się niemrawo, ale nie płakał i zaczłą siniec. Pielęgniarka masowała mu nużki i brzuszek. Po jakimś czasie (nie mam pojęcia ile to trwało, ale w tym czasie urodziłam łożysko) odzyskał kolor i zawinięto go w becik po czym lekarz kazał go zanieść szybko na intensywną terapię. Jeszcze na chwilę kazał mi go pokazać...Cały czas ryczałam jak bóbr prosząc żeby go ratowali. Potem ten sam lekarz (pediatra) tłumaczył mi coś 3 razy, ale nie rozumiałam. Wyszli, a ja zostałam z jedną pielęgniarką i lekarzem na szycie...
Kiedy ja byłam na sali porodowej do mojego męąz sms'a wysłała nasza koleżanka, która urodziła w tym samym szpitalu dzień wcześniej córkę i słyszała jego głos na korytarzu. nie był w stanie odpisać...
Adasiowi od razu zrobiono serię badań i na obserwacji został jeszcze 4 dni.
Jakąś godzinę po porodzie mój mąż rozmawiał z lekarzem i mógł zobaczyć naszego synka. Ja tymczasem leżałam na sali z matkami, które miały już dzieci przy sobie...Po paru godzinach próbowałam dojść na oddział gdzi leżał Adaś, ale nie dałam rady. I tak pielęgniarki mówiły, że by mnie nie wpuszczono. Potem się okazało, że pewnie bym i weszła, ale w takim szoku to nie było wskazane. Na tym oddziale leżą głównie wcześniaki- niektóre po 500 gram i gdybym tam wpadła w histerię to mogłoby być dla nich złe.
Jeszcze w nocuy przyszedł lekarz, który mnie przyjmował na oddzial a potem naciskal na brzuch w trakcie porodu i obiecał, że dowie się co z Adasiem. Wrócił nad razem i powiedział, że wszystko ok i wyniki są dobre.
Rano dowlekliśmy się do apteki szpitalnej po laktaro, żebym odciągała pokarm. Oczywiscie nie umiałam...
12.00 wpuszczono nas do Adasia i znowu ryczalam cały czas. Był cały w rurkach, z pokłutą rączką i stópką, golutki na jakiejś poduszce pod grzejnikiem. Spał. Na głowie miał wielką fioletową opuchliznę...I tu zaczęły się schody- usłyszelismy, że USG wykazało zmianę hiperechogeniczną i nikt nie potrafił nam powiedzieć co to tak naprawde znaczy...Kazano nam czekać i usłyszelismy, że Adaś może zostać w szpitalu na obserwacji nawet 2 tygodnie, bo nie wiadomo czy nie doszło do niedotlenienia.
Apgar 4/6/7/8. Na wypisie słowo "zamartwica"...
Nie mogłam się uspokoić i w takim stanie stalismy na korytarzu bo nie miałam siy wejśc do sali ze szczęśliwymi mamami, które właśnie miały do tego gości. Na szczęście spotkała nas jedna położna, którą już nałam i najpierw wygoniła wszystkich razem z dziećmi z naszej sali, otworzyła okno i powiedziała, że załatwi mi zaraz przeniesienie. Po chwili przeniosłam się na oddzial patologii ciąży. Tu było dużo lepiej- sporo mam wcześniaków równie zaniepokojonych stanem dzieci jak my. Doszłam szybko do siebi i po 3 dniach już normalnie siedziałam, a byłam popękana i pociąta na maksa- ten ból był nijaki w porównaniu z bólem porodu.
Następne dni to było na zmianę: odciąganie pokarmu, którego było malutko, zanoszenie go dziecku, rozmowy z lekarzami, czekanie, płacz, odciąganie- w końcu nawał, lekarze, czekanie na kolejne wyniki... W sobotę pozwolili mi go nakarmić butelką trzymając na rękach- całe karmienie płakałam. W niedzielę odłączono go od wszystkich rurek i mogłam go spróbować karmić piersią. W poniedziałek decydujące USG nie wykazało juz zmiany...Uff, ale.. - to słowo "ale" ciągle mnie mrozi- co chwilę go słyszeliśmy- "stan dziecka jest dobry, ale..."...
ale... wszelkie zmiany będą widoczne dopiero po jakichś 3 tygodniach...
Wreszcie trafił do mnie na oddział. Zostawili nas na obserwacji jeszcze 2 dni i puścili do domu. I wszystko wyglądało dobrze, ale...
W sobotę na wizycie kontrolnej okazało się, że za mało je i spadł z wagi. Przeszlismy na system karmienia co 2 godziny odciąganym mlekiem z butelki- żeby mieć kontrole nad ilością. Do niedzieli przybrał na wadze. Od tamtej pory minął tydzień- ciągle mamy problemy z karmieniem. teraz przynajmniej wiem, że to przez guza na główce, który się jeszcze nie skończył wchłaniać (groziło mu nakłuwanie i odsysanie krwi, ale wczoraj neurochirurg stwierdził, że nie ma potrzeby) i krew z niego w trakcie rozpadu podnosi poziom bilirubiny przez co ma żółtaczkę, która z kolei powoduje mega senność... W ciągu tygodnia zaliczyliśmy 5 lekarzy. A teraz czeka nas wizyta jeszcze u kilku specjalistów- część z racji wcześniactwa, a część z racji ciężkiego porodu...
Mam dość określenia "dziecko z przeszłością"- on ma 15 dni i PRZYSZŁOŚĆ, a nie przeszłość...
Cięzko mi radzić sobie z emocjami- wiem że to głównie hormony i każda przechodzi to samo, ale u nas to dodatkowo strach i to wielki strach czy wszystko będzie dobrze. A wiem, że ten strach będzie mi towarzyszył przynajmniej do pierwszych urodzin- wtedy będzie można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że jest dobrze (bez "ale")...
Strach o dziecko jest najsilniejszy, ale dodatkowo pozostało rozczarowanie (że nie było tak pięknie), złość (na siebie, na lekarzy o brak cc) i trauma po bólu porodowym...
...bólu- boli strasznie, okrutnie, rozdzierająco. Jakby brzuch się rozrywał od środka warstwa po warstwie. Jakby na raz łamało sie kilka kości. Boli tak, że nie wierzysz, że to możliwe żeby tak bolało, nie mówiąc o zniesieniu tego. Znosisz to i nie wiesz jak niby dałaś radę. Martwiejesz w środku a wiedza, że nic nie możesz zrobić poza wytrzymaniem powoduje uczucie gwałtu na Twojej psychice. Twoje ciało przestaje być Twoje i staje się jedynie inkubatorem, z którego wszyscy chcą wyciągnąć dziecko. A zanim zobaczysz swoje dziecko to (przynajmniej ja) myslisz o sobie i włącza się instynkt przetrwania. Boli tak, że położna po opowiadała, że niektóre laski usiekają z fotela, że trzeba je przywiązywać. A o tym nikt nam nie mówi- nie mamy szans się przygotować. Może dla jednych to lepiej nie wiedzieć, ale ja bym chciała...
Z perspektywy tego doświadczenia nigdy bym się ponownie na sn nie zgodziła. Dochodzenie do siebie po porodzie? Jakie dochodzenie? Że brzuch boli? Nie boli aż TAK! Wiem, że to tylko moje doświadczenie i inna kobieta może mieć odmienne zdanie i, że ja cc nie miałam więc nie wiem jaki to ból po. Miałam tylko 2 razy laparoskopię, a to mniej boli po...
I nie chcę tu absolutnie prowokowac żadnej wojny zwolenników sn i cc, bo nie pot o ten wątek założyłam.
Chciałam jedynie sie wygadać i to porządnie, bo nie miałam do kogo. Wiem, że znajda sie inne, które tez tgeo potrzebują bez wzglądu na to czy rodziły sn czy cc. Bo nie zawsze poród jest śliczny jak z łzawego serialu TV polskiej...
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- sylka
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 11587
- Otrzymane podziękowania: 5
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- luska
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Amelka nasz Aniołek 25,12,2008-o1.01.2009 [*]
- Posty: 2475
- Otrzymane podziękowania: 27
ale najwazniejsze , ze ty jestes w domu z Adasiem , że wzglednie jest oki a i napewno nabiezesz w koncu pewnosci , ze jednak wszytko jest na 100% dobrze
Ale , ze ten porod był taki nie znaczy , ze kolejne tez musza byc traumatyczne i z takim finalem .Fakt moj drugi porod ze wzgleduna przeszłosc skonczył sie cieciem , ale Aurelka juz urodziła sie niespodziewanie sn i to bylo najcudowniejsze uczucie na swiecie .Majac porownanie medzi tymi trzema porodami jestem w stanie powiedziec , ze jednak porod silami natury moze byc jednym z najwspanialszych przezyc w życiu
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- ifka
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Lenka :*22.01.11:*
- Posty: 2182
- Otrzymane podziękowania: 0
I na koniec:sam poród znaczy skurcze parte były do przejścia i rodzenie łożyska i szycie.Najgorsza byla dla mnie "faza środkowa" porodu, bole z pleców, jakies chodzenie czy siedzenie w wannie z wodą to przereklamowana historia dla mnie.Mi np. najwygodniej było w siadzie skrzyznym .
Póki co, po tym wszystkim nie myslę o 2 dzieciaczku,Może kiedyś mi się odmieni,ale na razie zdania nie zmienie.
Pozdrawiamy Twoją rodzinkę i wytrwałości zyczymy Tygrysico
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- carolin1
- Wylogowany
- budujemy zdania
- Moja miłość należy do Was Lilianko i Antosiu
- Posty: 306
- Otrzymane podziękowania: 0
Trzymam kciuki za Adasia
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- strutykot
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 6
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- natmur11
- Wylogowany
- Moderator
- Posty: 1621
- Otrzymane podziękowania: 1
ale ten sam scenariusz, gaz rozweselający który mnie zamulił, spadający puls mój i dziecka, masa lekarzy, kleszcze:/
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- sylka
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Posty: 11587
- Otrzymane podziękowania: 5
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- Marysia27
- Wylogowany
- mistrzyni słowa
- Scribo ergo sum ;) KAF'ka!!!
- Posty: 1765
- Otrzymane podziękowania: 0
dziękuję Bogu, że mimo ciężkiego porodu, obyło się bez komplikacji!
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Dzieląc się takimi wspomnieniami możemy się nie tylko wykrzyczeć, ale też od nich troche odseparować, nabrać dystansu- to pomaga.
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- strutykot
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 6
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- motylek85
- Wylogowany
- pierwsze słowa
- Posty: 231
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- tygrysica
- Autor
- Wylogowany
- budujemy zdania
Ja kiedys nie wierzyłam jak mi mówiono, że aż tak może "odwalić" na punkcie dziecka. Fakt, niektóre koleżanki miały inny problem- nie od razu poczuły instynkt macierzyński. Natomiast pewnie przez tą rozłąkę u mnie instynkt i bezgraniczna miłość pojawiły sie natychmiast i do tej pory jak na niego patrzę potrafie się rozryczeć...
Jedno jest pewne- takie doświadczenia wzmacniają i to bardzo i to jedyny pozytyw jaki możemy miec z takich "przygód".
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- strutykot
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 6
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.
- strutykot
- Wylogowany
- gaworzenie
- Posty: 6
- Otrzymane podziękowania: 0
Prosimy zaloguj się lub zarejestruj się na forum się, aby dołączyć do rozmowy.